Spadną ceny ropy, jak Libia wznowi produkcję surowca. Ale odbudowa sektora naftowego potrwa lata.
Zwycięstwo rebeliantów walczących przeciw dyktaturze Muammara Kaddafiego przyczyni się do spadku cen ropy naftowej na giełdach. Ale nie nastąpi on szybko, bo zanim libijska produkcja wróci do poziomu sprzed wojny, mogą minąć nawet trzy lata.

Eksport ustał

Po informacji, że powstańcy przejmują już Trypolis, wczoraj na otwarciu cena baryłki ropy brent spadła o dwa dolary, do poziomu nieco powyżej 107 dol. – a następnie o jeszcze dwa. Później trend się odwrócił i cena z powrotem przekraczała 107 dol.
Zdaniem analityków spadek na razie był krótkoterminowym efektem psychologicznym. W dłuższej perspektywie na cenę wpływać będzie tempo odbudowy libijskiego sektora petrochemicznego oraz – przede wszystkim – stan światowej gospodarki. Przed wybuchem w lutym powstania przeciw Kaddafiemu Libia była 17. co do wielkości producentem ropy naftowej na świecie i trzecim w Afryce. Ma także największe na tym kontynencie złoża surowca. Przedwojenna produkcja wynosiła 1,6 miliona baryłek dziennnie, co odpowiada dwóm procentom światowej konsumpcji. Teraz wynosi ona około 100 tysięcy baryłek dziennie, a eksport – w 85 proc. trafiający do Europy – praktycznie ustał. Na dodatek produkcja jest w dużej mierze uzależniona od specjalistów z zagranicy, a ci wyjechali po wybuchu walk.



To, w jakim czasie Libia będzie mogła wrócić na rynek, zależy od zniszczeń w instalacjach naftowych, a te są na razie trudne do oszacowania. W początkowej fazie konfliktu były one stosunkowo niewielkie, bo obie strony unikały ich zniszczenia, licząc na przejęcie pełnej kontroli nad eksportem. Później jednak takich przypadków było coraz więcej.

Najpierw potrzeby krajowe

Według Abdeldżalila Majufa z Arabian Gulf Oil Company (Agoco), firmy, która zarządza polami naftowymi Sarir i Mesla na wschodzie kraju, wydobycie może zostać wznowione tam w ciągu dwóch – trzech tygodni. Ich łączna zdolność produkcyjna to 250 tys. baryłek dziennie. Inny przedstawiciel firmy uważa, że Libia może w ciągu dwóch miesięcy produkować pół miliona baryłek dziennie, choć zastrzega, że w pierwszej kolejności pójdzie to na zaspokajanie potrzeb krajowych.
Powrót do poziomu sprzed wojny domowej zajmie więcej czasu. Według analityków sektora naftowego przepytanych przez Reutersa milion baryłek dziennie Libia powinna znów produkować w ciągu roku, ale przedwojenne 1,6 miliona – najwcześniej za dwa lata, a zdaniem niektórych nawet trzy – cztery.

Co z umowami

Na dodatek obalenie Kaddafiego i zakończenie walk nie gwarantuje spokoju. Koncerny naftowe i rządy obawiają się, że podziałów wewnątrz opozycji, które mogą się przekształcić w nowe walki. Powstańcy zapowiedzieli wprawdzie, że będą honorować podpisane za Kaddafiego kontrakty (włoskie ENI, największy zagraniczny inwestor naftowy w Libii, ma umowy podpisane do 2042 r.), ale w praktyce nie wiadomo, jak to będzie.
Po wybuchu walk w Libii oraz w związku z obawami, że arabska rewolucja może się rozlać na kolejne państwa, ropa naftowa zaczęła gwałtownie drożeć. W kwietniu baryłka ropy Brent – która na początku roku oscylowała wokół 90 dolarów – osiągnęła cenę 126,65 dolarów, co było najwyższym poziomem od lipca 2008 r. Wówczas ustanowiła ona rekord wszech czasów, dochodząc do 147 dol.
Interesy w Libii ma głównie PGNiG
W zasadzie jedynym polskim inwestorem działającym w Libii było do wybuchu wojny Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Zainteresowanie współpracą wyrażał też biznesmen Jan Kulczyk.
Z danych polskiego MSZ z połowy 2010 r. wynika, że koncesja poszukiwawcza Murzuk, na której operuje PGNiG, jest warta 108 mln dol. Zasoby Murzuku były wstępnie szacowane na 146 mld m sześc. gazu i 15 mln ton ropy. Polski koncern może na własny użytek pozyskać 12 proc. tych złóż. Pierwsze odwierty miały zostać wykonane – po dwóch latach przygotowań – w kwietniu, jednak wojna domowa pokrzyżowała te plany. Po wybuchu starć pracownicy PGNiG zostali ewakuowani do Polski.
Biznesem w Libii interesował się też Jan Kulczyk. W 2006 r. zamierzał zainwestować w holendersko-libijską firmę rafineryjną Tamoil prowadzącą m.in. kilka tysięcy stacji benzynowych w Europie. Nie udało się, ale kontakty pozostały. W zeszłym roku prasa podawała, że Tamoil wspólnie z Kulczykiem starają się o zakup udziałów w przeznaczonym do prywatyzacji Lotosie. Po unormowaniu sytuacji w Libii Jan Kulczyk może powrócić do gry.