Przecenione akcje to ogromne ryzyko, ale i szansa na przyszłe zyski. W ciągu wczorajszej sesji indeksy warszawskiej giełdy straciły wszystko, co zdołały odrobić przez kilka ostatnich dni po fatalnym początku tego miesiąca. Co to oznacza dla giełdowych graczy?
W ciągu wczorajszej sesji indeksy warszawskiej giełdy straciły wszystko, co zdołały odrobić przez kilka ostatnich dni po fatalnym początku tego miesiąca. Co to oznacza dla giełdowych graczy?
– Sytuacja jest bardzo nerwowa, wręcz paniczna. Najmądrzejsza rada w tym momencie to stać z boku i patrzeć, co się dzieje – mówi Krzysztof Stępień, dyrektor inwestycyjny w Opera TFI.
To najlepsza rada dla wszystkich tych, którzy w swoim portfelu nie mają akcji. W najbliższym czasie nie powinni ich kupować, chyba że pokuszą się o grę na spadki. – Widać, że w ostatnich dniach taka strategia mogła przynieść zysk – mówi Krzysztof Stępień. Ale to zabawa dla najbardziej wytrawnych i doświadczonych inwestorów. Poza tym krótkie pozycje można zawierać na akcjach jedynie kilkudziesięciu najbardziej płynnych spółek, a oferta biur maklerskich w tym zakresie jest bardzo skromna.
W gorszej sytuacji znajdują się inwestorzy długoterminowi i z zasobnym portfelem. – Ci, którzy mają akcje i mogą sobie pozwolić na przełknięcie kolejnej kilku czy kilkunastoprocentowej straty, mogą jeszcze poczekać, bo wyceny spółek są dziś bardzo atrakcyjne – mówi Paweł Cymcyk, analityk A-Z Finanse. Podkreśla, że akcje niektórych spółek są dziś najtańsze od dwóch czy trzech lat. – Dziś sytuacja firm jest o niebo lepsza niż wtedy, więc wyceny spółek nie mają uzasadnienia fundamentalnego – mówi Paweł Cymcyk.
Najbardziej odważni mogą więc nawet poszukać okazji inwestycyjnych, gdyż ceny na giełdzie przypominają promocje w hipermarkecie – za cenę jednej akcji dostajemy dwie. Analitycy podkreślają jednak, że spadki, które widzieliśmy wczoraj, mogą się jeszcze pogłębić. Jeżeli więc ktoś chce trzymać akcje, musi mieć stalowe nerwy.
Poszukujący okazji inwestycyjnych zwrócą uwagę zapewne na tak zwane spółki defensywne. Zdaniem Romana Przasnyskiego takich okazji inwestycyjnych należałoby szukać wśród mocno przecenionych, ale płynnych spółek z tzw. branż defensywnych, jak przede wszystkim z energetyki i telekomunikacji. Podobnie uważa Krzysztof Stępień. – Popyt na usługi spółek z tych branż jest stały, niezależny od koniunktury – mówi. Wśród największych spółek na GPW wspomniane wyżej branże reprezentowane są przez PGE, Tauron, CEZ i Telekomunikację Polską. Akcje tej ostatniej spółki powinny trzymać się szczególnie mocno ze względu na zapowiedziany przez władze firmy program skupu akcji własnych. Pieniądze na ten cel – 800 milionów złotych – będą pochodzić ze sfinalizowanej sprzedaży walorów spółki zależnej – Emitel. Do grona defensywnych spółek, które mogą zachować się lepiej niż rynek, Krzysztof Stępień zalicza jeszcze PGNiG, którego przychody od koniunktury gospodarczej również zależą w umiarkowanym stopniu. Analitycy podkreślają jednak, że z trendem ciężko wygrać i jak dopadnie nas długotrwała bessa, to spółki defensywne będą wciąż tanieć.
Wydaje się, że zdecydowanie w najgorszej sytuacji znajdują się inwestorzy, którzy w akcjach ulokowane mają większość swoich oszczędności i nie mogą pozwolić sobie na dalsze straty. Eksperci mówią, żeby w takiej sytuacji ograniczać straty, czyli sprzedawać papiery jak najszybciej. W wyniku takiego działania oczywiście zrealizuje się stratę, ale nie będzie ona jeszcze bardzo dotkliwa. W kolejnych dniach spadki na giełdach mogą bowiem się pogłębić. Można także próbować czekać na delikatne odbicie i sprzedać nieco drożej, niż było wczoraj, ale to bardzo ryzykowna strategia.