Biznesowe przedsięwzięcia szefa Kraftportu prześwietlają katowiccy prokuratorzy
Dokumenty związane z biznesową przeszłością nowego dzierżawcy terenów Stoczni Szczecińskiej znajdują się już w Sądzie Okręgowym w Katowicach i Prokuraturze Rejonowej Katowice-Południe. – Zgodnie z postanowieniem sądu wszczęliśmy śledztwo dotyczące spółek Infatec oraz Meveyo – potwierdza w rozmowie z „DGP” prokurator Elżbieta Mizeracka.
Te dwie spółki – dziś znajdujące się w likwidacji – są w biznesowym CV nowego właściciela stoczniowych terenów, czyli Fryderyka Frejowskiego. Umowę na 10-letnią dzierżawę podpisała z zarejestrowaną na niego firmą Kraftport gospodarująca tymi terenami w imieniu Skarbu Państwa TF Silesia. – To szansa na kontynuację działalności stoczniowej na terenie Szczecina. Kraftport, wraz ze swoimi kooperantami, jest gwarantem dynamicznego rozwoju działalności stoczniowej – napisał w specjalnym komunikacie prezes Silesii Wojciech Bańkowski.
Najpierw „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że w momencie podpisywania umowy Kraftport nie był nawet wpisany do sądowego rejestru. Właściciel ani członkowie zarządu nie mieli też doświadczenia w biznesie stoczniowym, a spółka nie miała żadnego majątku. Następnie w „DGP” napisaliśmy, że umowa z Kraftportem została zawarta w momencie, gdy pojawiła się realna szansa na wart 10 mld zł biznes na terenie stoczni. Jeden z międzynarodowych koncernów budowlanych wraz ze znanym profesorem Jerzym Piskorzem-Nałęckim stworzył konsorcjum, które ma szansę wygrać przetarg na budowę elementów podmorskiego tunelu łączącego Niemcy i Danię. – Trudno uwierzyć, że nikomu nieznany Kraftport pojawia się nagle w takim kluczowym momencie i dostaje stocznię w dzierżawę. Jeśli zdobędziemy zamówienie, będziemy musieli się z nim dzielić – mówili nam rozgoryczeni przedstawiciele konsorcjum.
TF Silesia twierdzi, że dokładnie weryfikowano wiarygodność Kraftportu przed podpisaniem umowy. Odmawia jednak podania szczegółów ustaleń – nie wiadomo np., czy Silesia wiedziała, że dotychczasowe przedsięwzięcia właściciela Kraftportu prześwietlają właśnie katowiccy prokuratorzy. Doniesienie złożył jego dawny wspólnik, według którego w wyniku działań m.in. Fryderyka Frejowskiego i Bożeny S. (która obecnie jest prezesem w Kraftporcie) z ich spółki wyparowało łącznie około 3 milionów złotych.
– To nie znaczy, że właśnie tak było. To typowy spór w biznesie i nie przekreśla właściciela Kraftportu, przynajmniej do momentu, gdy zapadnie prawomocny wyrok – usłyszeliśmy w Ministerstwie Skarbu Państwa.
Według jednego anonimowego źródła „DGP”, poufna umowa zawiera klauzulę, która zabezpiecza interesy państwa: jeśli przez pół roku Kraftport nie rozpocznie działalności stoczniowej, czynsz wzrośnie czterokrotnie – do miliona złotych miesięcznie. Wszystkie okoliczności zawarcia umowy zbada Prokuratura Okręgowa w Szczecinie, do której politycy PiS złożyli doniesienie.

Życzmy sobie, aby do stoczni wróciło życie

Adam Leszkiewicz, podsekretarz stanu w MSP

Mnożą się wątpliwości wokół spółki Kraftport, która wydzierżawiła tereny Stoczni Szczecińskiej. Wiadomo, że nie ma ona kapitału, jej właściciel doświadczeń w branży stoczniowej, a teraz okazuje się, że jego działalnością zainteresowana jest prokuratura.
Zgodnie z prawem zarząd Silesii zdecydował o podpisaniu tej umowy. MSP zobowiązało dodatkowo radę nadzorczą do przeanalizowania jej biznesowego uzasadnienia. Z informacji od zarządu wynika, że warunki umowy są rynkowe.
Kolejne informacje przekazywane przez zarząd Silesii pogłębiają wątpliwości: najpierw słyszeliśmy, że jeśli Kraftport nie rozpocznie przez pół roku budowy statków, umowa zostanie zerwana. Teraz okazuje się, że jedynie czynsz wzrośnie 4-krotnie. Ale tego, jaka dziś jest stawka, nie wiemy, gdyż to tajemnica...
Silesia podlega prawu handlowemu, a to są umowy handlowe. Sam nie znam zapisów umowy. RN, wykonując swoją funkcję kontrolną, zweryfikuje informacje na temat tej umowy. Być może jej treść trzeba jak najszybciej ujawnić, jeśli prawo na to pozwoli.
Przed tygodniem napisaliśmy, że umowa z Kraftportem została podpisana dokładnie wtedy, gdy pojawiła się realna perspektywa zrobienia w stoczni interesu o wartości 2 miliardów euro w związku z budową podmorskiego tunelu łączącego Niemcy i Danię.
Jeśli konsorcjum, które ubiega się o ten kontrakt, będzie go ostatecznie realizować, to ma pewność, że będzie się to robić na terenie stoczni. Potwierdzone zostało to w liście intencyjnym i umowie. W MSP od roku zajmujemy się sprawą udziału polskich firm w części wykonawczej tego przedsięwzięcia. W grudniu ubiegłego roku w MSP zachęcaliśmy przedstawicieli firmy Ramboll, którzy uczestniczą w tym projekcie ze strony Femern oraz duńskiego ministerstwa transportu, do lokalizacji części wykonawczej w Polsce. W lipcu spotkałem się z konsorcjum PN System. Jestem przekonany, że ich pomysł ma szanse na realizację. Ale mam świadomość, że kilka innych polskich firm tworzy podobne konsorcja na Wybrzeżu. Za rok rozpoczną się procedury przetargowe. Nie wiemy, jak będą wyglądać i jakie będą rozstrzygnięcia.
Co dalej ze sprawą?
Zarząd Silesii stał przed czysto biznesowym dylematem: podpisać umowę z inwestorem, który tworzy perspektywę zysku i szanse dla stoczni, czy też czekać około dwóch lat na niepewne rozstrzygnięcie przetargu. Prezes podjął ryzyko, które jest naturalną częścią biznesu, i będzie z niego rozliczany. Życzmy sobie, aby do stoczni wróciło życie.