Główne indeksy giełdowe w Europie zanotowały w czwartek mocne spadki. Duża przecena nie ominęła również warszawskiego parkietu. Amerykańskie giełdy też świecą na czerwono.



Na zamknięciu WIG20 stracił 5,81 proc. (tuż po 16.00 spadek sięgał 8,5 proc.), niemiecki DAX 5,8 proc., a francuski CAC40 5,48 proc., a brytyjski FTSE 100 o 4,5 proc.

W USA notowania giełdowe też rozpoczęły się na minusach. O 18.00 Dow Jones tracił ponad 3,5 proc., Nasdaq 4,1 proc., a S&P 500 3,8 proc.

Do spadków przyczyniły się dane makroekonomiczne, jakie w czwartek zostały opublikowane za oceanem. Indeks Philadelphia Fed, który obrazuje nastroje przedsiębiorców w tym regionie, wyniósł w sierpniu aż minus 30,7 pkt, wobec plus 3,2 pkt w lipcu. Ekonomiści oczekiwali plus 2,0 pkt.

"Tak niskiej wartości tego regionalnego wskaźnika koniunktury nie odnotowano od marca 2009 roku, czyli od czasu, kiedy amerykańska gospodarka pogrążona była w recesji. To właśnie ta publikacja zaważyła na rynkowych nastrojach" - stwierdził analityk TMS Brokers Przemysław Gerschmann.

Gorzej wypadła także sprzedaż domów na rynku wtórnym w USA. W lipcu spadła do 4,67 mln w ujęciu rocznym - podało w raporcie Krajowe Stowarzyszenie Pośredników w Handlu Nieruchomościami (National Association of Realtors). W czerwcu liczba ta wyniosła 4,84 mln po korekcie. Analitycy z Wall Street spodziewali się w lipcu wzrostu sprzedaży domów na rynku wtórnym do 4,9 mln.

"O godzinie 14.30 poznaliśmy też dane o cotygodniowym bezrobociu USA - odczyt wzrósł do 408 tys. z 399 tys. po korekcie przed tygodniem. Dopóki będziemy tkwić w okolicach 400 tys. wniosków, to nie ma szans na wyraźniejszą poprawę na rynku pracy" - uważa analityk DM BOŚ Marek Rogalski.

Jak powiedział analityk X-Trade Brokers Marcin Kiepas, po kilku dniach dynamicznego odreagowania panicznej wyprzedaży z pierwszych dni sierpnia, inwestorzy zrozumieli, że żadne z ryzyk stojących u źródeł tamtej wyprzedaży nie zostało wyeliminowane. "Wrócili, więc do sprzedaży akcji" - dodał.

"Humory inwestorom dodatkowo popsuło obniżenie przez Morgan Stanley prognoz wzrostu gospodarczego dla światowej gospodarki. W tym roku ma on sięgnąć 3,9 proc. PKB, podczas gdy poprzednio prognoza mówiła w wzroście o 4,2 proc." - powiedział Kiepas.

Morgan Stanley ściął również prognozy dla globalnej gospodarki na przyszły rok. W 2012 r. globalny PKB ma wzrosnąć o 3,8 proc., wcześniej bank szacował dynamikę na 4,5 proc.

Jako powód obniżenia prognozy Morgan Stanley podaje nieodpowiednie działania polityków w strefie euro oraz Stanach Zjednoczonych, wobec rozszerzającego się kryzysu zadłużenia, co doprowadziło do załamania na rynkach finansowych oraz spadku zaufania przedsiębiorców oraz konsumentów w tych gospodarkach.

"Wciąż pozostaje bardzo wiele niedopowiedzianych pytań na temat gospodarki. Rynki są pełne obaw, a kursy akcji spółek wrażliwych na koniunkturę gospodarczą mocno na tym cierpią" - powiedział analityk BNP Paribas Guillaume Duchesne.

Pogorszenie nastrojów na europejskich giełdach i związany z tym wzrost awersji do ryzyka znajduje negatywne przełożenie na notowania złotego, który traci m.in. do dolara i euro. Po godzinie 18.00 dolar kosztował 2,92 zł (w środę na koniec dnia 2,86 zł), a euro 4,19 zł (w środę - 4,13 zł).

Złoty traci też na wartości, po 18.00 za franka płacono 3,70 zł, wobec 3,60 zł rano w czwartek.