Boleśnie odczujemy spowolnienie wzrostu gospodarczego w strefie euro, przede wszystkim w Niemczech. Spadek koniunktury u naszego głównego partnera gospodarczego uderzy w eksporterów, a potem w całą gospodarkę
Gospodarki strefy euro zwalniają. W drugim kwartale PKB wzrósł tam o 1,7 proc., licząc rok do roku, i o 0,2 proc. kwartał do kwartału, jak wynika z ogłoszonych wczoraj danych Eurostatu. Zdaniem ekonomistów w drugim kwartale roczny wzrost PKB wyniesie 1,8 proc., a kwartał do kwartału 0,3 proc. Szczególnie niepokojąca dla Polski jest zadyszka Niemiec. PKB tego kraju wzrósł w drugim kwartale 2011 roku o 2,8 proc., licząc rok do roku. Marnie w porównaniu z pierwszym kwartałem – 5,0 proc. na plus.
Najbardziej niepokojący jest wzrost PKB w stosunku do pierwszego kwartału – 0,1 proc., oznacza on bowiem, że w ciągu ostatnich miesięcy gospodarka Niemiec przestała się rozwijać. Jeśli sytuacja się nie poprawi, wejdzie ona w okres stagnacji – mówi Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. A to odbije się na sytuacji naszych przedsiębiorców. Na niemiecki rynek trafia 26 proc. polskiego eksportu. – Z powodu kryzysu w Niemczech nastąpiło przesunięcie klientów z tzw. średniej półki jakościowo-cenowej do niskiej, a tych z wyższej i luksusowej do średniej. To z kolei powoduje nacisk niemieckich kontrahentów na obniżenie cen. Tylko dzięki słabemu złotemu eksporterom udaje się wciąż realizować dodatnie marże – mówi Tomasz Walczak, menedżer ds. eksportu w Export Manager Meble Vox. Przyznaje jednak, że na razie nie widzi jeszcze spadku popytu na swoje wyroby. Potwierdza to Weco, inny producent mebli, a także np. fabryka Opla w Polsce. Zdaniem ekspertów wolniejszy wzrost w strefie euro przełoży się na Polskę z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Odczujemy je w przyszłym roku.
Pierwsi odczują je eksporterzy, ale wahania na rynkach finansowych i informacje o słabszym wzroście wywołają reakcję już na rodzimym rynku: konsumenci mniej kupują, a firmy ostrożnie podchodzą do inwestycji. Z danych NBP wynika co prawda, że obecnie chce inwestować 66 proc. badanych przedsiębiorstw, ale część inwestycji jest zbyt mała w stosunku do potrzeb firmy – przyznaje tak 28 proc. respondentów.
– Duże znaczenie ma tu efekt psychologiczny. Ciągle słychać o drogim franku, wysokiej inflacji, bezrobociu, problemach w strefie euro. Firmy i zwykli ludzie siłą rzeczy wolą akumulować, czyli oszczędzać, zamiast inwestować, czyli wydawać – tłumaczy Ignacy Morawski. To oznacza, że wzrost naszego PKB będzie niższy od zakładanego. Prognozy, nawet na ten rok, są weryfikowane w dół. Choć nie ma mowy o recesji, a jedynie wolniejszym tempie rozwoju, obecnie górny pułap oczekiwań to według danych Eurostatu 4 proc. wzrostu PKB w 2011 r. Jeszcze niedawno było to 4,2 proc. czy nawet 4,5 proc. W przyszłym roku wzrost ma być jeszcze wolniejszy – w okolicach 3 proc.
Oznacza to, że w najbliższym czasie nie możemy mieć nadziei na spadek bezrobocia. Polska gospodarka generuje nowe miejsca pracy, gdy wzrost gospodarczy sięga 4,5 – 5 proc. Osiągnięcie takiego poziomu nie będzie możliwe, jeśli koniunktura w strefie euro się nie poprawi.