Prywatyzacja w tym roku się uda. Ale w przyszłym może być gorzej.
Zawirowania na rynkach finansowych mogą zatrzymać prywatyzację, choć nie powinny zakłócić tegorocznych przychodów. Resortowi skarbu brakuje już niewiele – 3,4 mld zł z ogólnej kwoty 15 mld zł.
Wczoraj warszawska giełda po początkowych wzrostach zanotowała znaczące spadki. A dla resortu skarbu najważniejsze z punktu widzenia budżetu transakcje są dokonywane właśnie na parkiecie. I jeśli niepokoje na rynkach się pogłębią, rząd może mieć kłopoty ze sprzedażą firm – choć będzie to raczej dotyczyć przyszłego roku.
Minister skarbu Aleksander Grad przygotowuje się do sprzedaży we wrześniu pakietu akcji PKO BP. Dla realizacji tegorocznych przychodów będzie to kluczowa transakcja. – Obserwujemy, co się dzieje na rynku. Ale przypominam, że gdy sprzedawaliśmy akcje PZU, tuż przedtem pojawiły się kłopoty z Grecją. A transakcja była udana – mówi rzecznik resortu skarbu Maciej Wiewiór. Pod młotek ma trafić 10-proc. pakiet, którego właścicielem jest Bank Gospodarstwa Krajowego, i akcje z puli Skarbu Państwa – maksymalnie 5 proc. Według obecnej wyceny giełdowej rząd może dostać za oba pakiety blisko 5,5 mld, a po odliczeniu części BGK powinno mu pozostać blisko 2 mld zł. O ostatecznej kwocie zdecyduje sytuacja na parkiecie – w ciągu ostatniego pełnego niepokojów tygodnia akcje PKO BP straciły 10 proc.
Od sytuacji na rynkach światowych i GPW będą zależały także inne prywatyzacje. Jesienią na giełdzie ma zadebiutować grupa Polski Holding Nieruchomości. Rynkowa wartość jej majątku to 2,6 mld zł i wycena spółki może być podobna. To oznacza, że jeśli nie nastąpi kompletne załamanie, to tylko te dwie transakcje zapewnią zrealizowanie tegorocznego planu prywatyzacji. Buforem bezpieczeństwa dla rządu są także trwające 283 procesy prywatyzacyjne dużych i małych spółek. W lipcu resort ogłosił chęć sprzedaży kopalni węgla brunatnego Adamów i Konin – wartość tej transakcji to około 300 mln zł.
– Mamy przed sobą okres niepokojów i rząd będzie musiał być elastyczny. Powinien przygotować plan B – przestrzega jednak przez nadmiernym optymizmem Ryszard Petru z DI Investors. Ekonomiści nie spodziewają się jednak, aby nawet przy dużych zawirowaniach były kłopoty z realizacją planów prywatyzacyjnych na ten rok. W przyszłym może być gorzej. Wszystko zależy od tego, czy rynki uwierzą w ozdrowieńcze działania w strefie euro i USA. Choć na razie poprzeczka wpływów z prywatyzacji na przyszły rok nie została ustawiona wysoko – w 2012 roku mają być niższe o 5 mld zł. – Ścieżka wpływów jest tak ustawiona, że nie trzeba się napinać, aby przychody zrealizować. Te 10 mld zł jest możliwe nawet przy najbardziej prawdopodobnym scenariuszu, że będziemy mieli 3-proc. wzrost i szeroki trend boczny na giełdach, gdy akcje raz będą drożeć, raz tanieć – mówi dr Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. Ale jeśli rynki nie uwierzą w koniec kryzysu, to możemy mieć do czynienia z bardzo silnym załamaniem na parkietach. A wtedy ciężko będzie sprzedać cokolwiek.
Co gorsza, to właśnie w tym wariancie prywatyzacja może okazać się najbardziej potrzebna, bo wpływy ze sprzedaży państwowego majątku obniżają potrzeby pożyczkowe państwa – zastępują emisję obligacji i bonów skarbowych. A potrzeby pożyczkowe netto w przyszłym roku mają wynieść około 50 mld zł.