Wolniejszy wzrost, mniejszy eksport i konsumpcja. Tak na Polsce mogą odbić się zawirowania na giełdach i rynkach

Na krótką metę receptą ma być trzymanie dyscypliny finansów i wydawanie funduszy UE. Na dłuższą – reformy strukturalne, które upewnią rynki, że nie będziemy mieć kłopotów z obsługą długu, a nasza gospodarka będzie rosnąć.

Scenariusz zwolnienia gospodarki już się realizuje, choć na razie korekty są niewielkie. Nieco wolniejszy wzrost zapowiada prezes NBP Marek Belka, a bank GP Morgan obniżył tegoroczną prognozę z 4,2 do 4 proc. PKB. W tym roku nie powinniśmy jeszcze odczuć znaczącego spowolnienia, ale w kolejnym może być ono wyraźniejsze. Czynniki zwalniające wzrost działają już teraz. – Wysoki kurs franka to wyższe raty, a te oznaczają mniej pieniędzy na konsumpcję w portfelach kredytobiorców – mówi Maja Goettig z BPH.

Jeśli zawirowania na rynkach finansowych znacząco spowolnią gospodarki państw unijnych, a przede wszystkim Niemiec, odczują to z kolei nasi eksporterzy. Dodatkowo spowolnienie za granicą odbije się na nastrojach konsumentów w Polsce – zaczną mniej wydawać. Według Jakuba Borowskiego, głównego analityka Invest-Banku, możliwe są dwa scenariusze rozwoju sytuacji na świecie, które będą rzutowały na Polskę. Scenariusz podstawowy to szybkie działania unijnych państwa i EBC ratujące sytuację w strefie euro i ograniczające spekulację, a także zagrożenie recesją. Wariant drugi to pogłębienie niepokojów i kryzys zadłużenia eurostrefy. – Skutkiem obu tych scenariuszy będzie spowolnienie wzrostu – w tym roku tylko trochę, a w przyszłym już znacząco. W scenariuszu bazowym PKB wyniósłby w okolicach 3 proc., a w pesymistycznym – 1 proc. – uważa Jakub Borowski.

Ponieważ główne przyczyny niepokojów leżą poza Polską, to margines działań, jakie można podjąć na krótką metę, jest wąski. Ekonomiści podkreślają, że potrzebne są trzy ich rodzaje. Po pierwsze stopy procentowe NBP nie powinny już iść w górę – uzasadniają to pogarszające się perspektywy wzrostu i sytuacja u głównych partnerów handlowych Polski.

Po drugie rząd musi się trzymać ścieżki zmniejszania deficytu sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB i relacji długu do PKB, aby utrzymać wiarygodność. A to oznacza, że w przypadku kłopotów nie ma miejsca na stymulację fiskalną, czyli zapożyczenie się państwa na dodatkowe inwestycje publiczne, by podtrzymać popyt. – Tym bardziej trzeba sprawnie realizować projekty infrastrukturalne i wykorzystywać unijne fundusze – podkreśla Borowski.

Tym, co może Polsce pomóc na dłuższą metę, jest wdrożenie pakietu reform strukturalnych, a decyzje w tej sprawie powinny zapaść po wyborach. Chodzi o reformę systemu emerytalnego, czyli m.in. zmiany w emeryturach mundurowych, w systemie emerytalnym sędziów i prokuratorów oraz likwidacja przywilejów emerytalnych dla górników i przesunięcie ich do emerytur pomostowych.

Kolejnym posunięciem powinno być zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, a następnie podniesienie go do 67 lat. Zwolennicy tych działań są też w rządzie. W kolejce czeka też reforma KRUS, choć tu korzyści wyniosą najwyżej kilka miliardów złotych.

Takie kroki upewniają inwestorów, że koszty funkcjonowania państwa i systemu ubezpieczeń społecznych są niższe. – Chodzi o to, by upewnić rynki, że stabilizacja finansów publicznych będzie do utrzymania w dłuższej perspektywie i nie będzie kłopotu z obsługą długu – mówi Maja Goettig.

Katalog działań jest znany i wielokrotnie przepracowany przez rządowe tryby, jednak decyzja zależy od woli politycznej. Tym, co może zdopingować nowy rząd, jest świadomość, że kolejne wybory odbędą się dopiero w 2015 r.