Narodowy Bank Szwajcarii postanowił wczoraj zahamować wzrost kursu franka. Zdecydował o zawężeniu docelowego przedziału trzymiesięcznej stopy LIBOR z dotychczasowych 0,00 – 0,75 proc. do 0,00 – 0,25 proc.

– Operacja, którą przeprowadził NBS, to właściwie taki sam ruch, jak obniżka stóp procentowych, bo Szwajcarzy nie mają stóp w naszym rozumieniu – tłumaczył Marcin Turkiewicz, szef dilerów walutowych BRE Banku.

Szwajcarski bank centralny zapowiedział również działania mające na celu zwiększenie płynności na rynku w celu osłabienia franka. – NBS będzie wrzucał na rynek franki, skupując euro, co powinno osłabić CHF do innych walut – wyjaśnił Turkiewicz.

Reakcja rynków na decyzję NBS była natychmiastowa. Kurs euro skoczył z 1,08 CHF do ponad 1,11 CHF, dolara z 0,76 CHF do 0,77 CHF. Złoty, który jeszcze rano przebił kolejną barierę 3,74 zł za franka,umocnił się do 3,61 zł. – Tak gwałtowna reakcja świadczy o tym, że spekulanci postanowili zrealizować zyski i sprzedać franki. Najwyraźniej z NBS walczyć nie chcą – mówił około południa Marcin Turkiewicz.

Obawy zwyciężyły

Okazało się, że strach spekulantów trwał tylko parę godzin. Po południu znów frank zaczął się umacniać. Kurs euro spadł do 1,09 CHF, dolar do 0,76 CHF, złotego ponownie podszedł pod 3,7 zł. Za nimi poszły giełdy. Indeks największych polskich spółek WIG20 stracił ponad 3 proc. Był w ścisłej czołówce największych spadków głównych indeksów w Europie.

Krótkotrwała reakcja rynku udowodniła, że Szwajcarzy będą musieli mocno postarać się o osłabienie franka. – Inwestorzy boją się spowolnienia gospodarczego w strefie euro. Uważają, że wpłynie ono jeszcze bardziej negatywnie na kraje, które już mają problemy. Na sytuację w Europie nakładają się poważne obawy o gospodarkę w USA. W rezultacie inwestorzy szukają bezpiecznych przystani – wyjaśnia Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.

To oznacza, że Szwajcarom trwałą obniżkę kursu zapewnić mogłaby jedynie poprawa sytuacji w strefie euro. Tymczasem tu nie ma dobrych prognoz. We wrześniu inwestorzy sprawdzą sytuację Włoch. W tym miesiącu Włosi będą mieli bowiem największe potrzeby pożyczkowe. W październiku z tego samego powodu zostanie sprawdzona Hiszpania. Ekonomiści obawiają się, że wówczas kursy euro i franka mogą się zrównać. A to oznacza, że wówczas nie tylko euro będzie kosztowało 4 zł, lecz także frank.

Polska spowolni

– Przy kursie 4 zł nasi klienci jeszcze nie powinni mieć problemu z obsługą zadłużenia, ale wyższego, np. 4,5 zł, już bym się obawiał – przyznaje Cezary Stypułkowski, prezes BRE Banku.

Open Finance przekonuje, że kłopoty klientów zaczną się dopiero przy 4,6 zł za franka. Powód? Najwięcej kredytów w CHF udzielono między lipcem 2006 r. a trzecim kwartałem 2008 r. Wtedy obowiązywała już rekomendacja S, która nakazywała bankom ostrożniej liczyć zdolność kredytową osób zadłużających się we frankach. – W praktyce oznaczało to, że klienta, który brał kredyt na 300 tys. zł z początkową ratą 1550 zł, było stać na spłacanie raty o 1 tys. zł wyższej – wyjaśnia Halina Kochalska, analityk Open Finance.

Drogi frank jednak może spowodować spadek konsumpcji, jako że jego kurs odbija się na sytuacji finansowej 2,5 mln osób. O tyle, ile wydadzą na większe raty kredytów, zmniejszą pozostałe wydatki.

DGP