Właściciele hoteli, pensjonatów i prywatnych kwater nie narzekają na brak turystów - twierdzi Wojciech Kreft, dyrektor Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej w Gdańsku. Zdania ich właścicieli są jednak podzielone. Nadbałtycka branża turystyczna robi dobrą minę do złej gry?

– Chociaż pogoda na Wybrzeżu nie sprzyja opalaniu, to turystów wcale nie jest mniej niż w poprzednich sezonach letnich. O bessie nie ma mowy – twierdzi Kreft. Dodaje, że choć niektóre plaże rzeczywiście świecą pustkami, to zyskują na tym właściciele innych atrakcji oraz same miasta. Nie niepogodzie ma np. zyskiwać Trójmiasto, gdzie turyści korzystają z basenów i innych rozrywek, czy choćby zwiedzają Gdańsk, Gdynię i Sopot. – Może być tylko niewielki procent osób, które nie przyjechały lub skróciły pobyt z powodu pogody – uważa Kreft.

W dużych ośrodkach wypoczynkowych rzeczywiście większość miejsc jest zajęta, choć turyści głównie snują się po sklepach i barach. Ale już w małych kwaterach słychać utyskiwania.

– Na dziesięć pokoi pięć stoi pustych, podczas gdy rok temu przez lipiec i sierpień obłożenie wynosiło 100 proc. – usłyszeliśmy w jednej z kwater w Łebie. Ale i to – zdaniem Krefta – ma wytłumaczenie: po prostu baza turystyczna powiększa się z roku na rok i polscy turyści są coraz bardziej wymagający. Nie wystarczy im tylko łóżko do spania, łazienka czy nawet wyżywienie – oczekują atrakcji, na wypadek gdyby pogoda nie dopisała. A to najbardziej uderza we właścicieli mniejszych, gorszych pod względem infrastruktury obiektów. Są co prawda najtańsze, ale przecież nikt, kto wypoczywa nad polskim morzem, nie liczy się z kosztami. W przeciwnym wypadku wolałby pojechać choćby do Bułgarii.