Złoża łupków, które są nośnikiem gazu, zalegają w pasie Szczecin – Rzeszów. Na wielu częściach tego terenu mogłaby być prowadzona eksploatacja surowca, który uniezależniłby Polskę od dostaw gazu, a nawet sprawiłby, że stalibyśmy się jego czołowym eksporterem
Wielkość polskich złóż jest szacowana na 5,3 bln m sześc. (raport Environmental Investigation Agency, który dotyczył 32 krajów). Taki zapas zaspokoiłby polskie zapotrzebowanie na surowiec na ok. 300 lat. Jego wydobycie jest więc ważne ze względu na bezpieczeństwo energetyczne, ale także pozwoliłoby spełnić wymogi Unii Europejskiej, która niechętnie patrzy na polski model energetyki oparty głównie na węglu. Obecnie zużywamy ok. 14 mld m sześc. gazu rocznie.

Niepokój ekologów

Zabieg rozszczelniania, czyli kruszenia i szczelinowania skał, to technologia znana i udoskonalana od 60 lat.
– W Polsce wydobywamy węgiel, gaz, ropę, rudy miedzi. Mamy więc doświadczenie w górnictwie, a pozyskiwanie gazu łupkowego nie będzie szczególnym wyzwaniem. Rozszczelnianie już jest stosowane – mówi Andrzej Jagusiewicz, główny inspektor ochrony środowiska.
Dlaczego więc budzi takie emocje? Weto zgłaszają ekolodzy, którzy twierdzą, że używana przy wydobyciu mieszanka może skazić wody gruntowe. Aby uwolnić gaz ze złoża łupków, stosuje się zazwyczaj mieszaninę wody, piasku i substancji chemicznych, których obrońcy środowiska się obawiają.
– Ilość związków chemicznych stosowanych w trakcie szczelinowania jest minimalna i wynosi zaledwie 0,5 – 2 proc. całkowitej ilości zatłaczanej cieczy, a wśród substancji chemicznych znajdują się takie związki, jak sól kuchenna (chlorek sodu), kwas cytrynowy i guma guar, czyli substancje stosowane w żywności, środkach czystości czy kosmetykach – mówi wiceminister skarbu odpowiedzialny za sektor naftowy i gazowy Mikołaj Budzanowski.
Zdaniem Andrzeja Jagusiewicza nie ma też możliwości, by związki te przeniknęły do wody, której używamy, bo zabieg rozszczelniania prowadzi się na głębokości około 4 tys. m, a my czerpiemy wodę do codziennego użytku z głębokości około 200 m. W dodatku dzielą je warstwy nieprzepuszczalnych skał.
Inną sprawą jest racjonalne wykorzystywanie wody, której mamy za mało i którą trzeba oszczędzać. Dla Andrzeja Jagusiewicza to oczywiste, że powinna być używana powtórnie. I że wydobycie gazu z łupków jest elementem strategii zrównoważonego rozwoju kraju, a zrównoważony rozwój zakłada dokładną kontrolę (do której mamy narzędzia prawne i instytucjonalne) oraz dbałość o środowisko.

Czekanie na efekty

Pierwszą firmą, która przeprowadziła w Polsce odwierty poszukiwawcze, jest PGNiG. To ona dysponuje teraz największą liczbą koncesji na poszukiwania.
– Cały proces poszukiwań, a później ewentualnego wydobycia wiąże się z ogromnymi nakładami inwestycyjnymi ze strony spółek poszukiwawczych. Dodatkowo trzeba uwzględnić koszty budowy infrastruktury do transportu gazu z łupków do odbiorców zarówno w kraju, jak i za granicą. Jeśli dodamy do tego konieczność zmian w polskim prawie, łatwo zauważyć, że na pierwsze sukcesy w poszukiwaniach gazu z łupków trzeba będzie jeszcze poczekać – mówi Maciej Nowakowski, dyrektor biura przygotowania prac poszukiwawczych PGNiG.
Przemysłowe wydobycie mogłoby się rozpocząć nawet za 10 – 15 lat. Jak zapewnia z kolei Jan Chadam, prezes Gaz-Systemu (spółki odpowiedzialnej za system przesyłowy), infrastruktura będzie gotowa. I dodaje, że planowane lub już realizowane są specjalne odcinki gazociągów, które połączą Polskę lub usprawnią połączenie z systemami Czech, Słowacji, krajów nadbałtyckich i Niemiec, by umożliwić przesyłanie gazu nie tylko ze wschodu na zachód. Firma jest też gotowa połączyć regiony Polski, w których gaz występuje, z tymi, które będą go potrzebować.
– Najdłużej trwają prace przygotowawcze. Sama budowa zajmuje około roku – mówi Jan Chadam.

Nowe prawo

– Kwestie ochrony środowiska naturalnego podczas wydobycia węglowodorów reguluje dziś ponad 130 rozporządzeń, ustaw i dyrektyw unijnych. Każdy, kto chce prowadzić działalność wydobywczą, musi uzyskać pozytywną decyzję o uwarunkowaniach środowiskowych poprzedzoną etapem szczegółowego monitoringu oddziaływania na faunę i florę. Bez tych procedur nie jest możliwe podjęcie prac wiertniczych – mówi Mikołaj Budzanowski.
Jeśli zaś chodzi o kwestie opłacalności dla Skarbu Państwa, samorządów i firm wydobywczych, prawo na razie nie jest jednoznaczne. Nowa ustawa – Prawo geologiczne i górnicze (uchwalona 28 kwietnia) wprowadza przetargi na koncesje (teraz – na użytkowanie górnicze). Gaz – jako surowiec strategiczny – pozostaje własnością Skarbu Państwa, a nie dysponującego gruntem (podział zysków między firmy i państwo nie jest ustalony). Gminy zaś, na których terenie będą prowadzone prace, zyskują na aktywizacji gospodarczej, ale także na opłatach środowiskowych i eksploatacyjnych (60 proc. pozostanie w gminie, 40 proc. trafi do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej).