Choć wielu przedsiębiorców robi, co może, by udowodnić, że Polska produkuje nie tylko dobrą wódkę, lecz także unikalne technologie, pozostają w tych staraniach osamotnieni. Państwo nie stworzyło dotąd systemu, który pomógłby im w ekspansji zagranicznej
Kiedy kilka lat temu kiełkowała polsko-azerska współpraca gospodarcza, do stolicy Azerbejdżanu poleciała z Warszawy delegacja na spotkanie z tamtejszym biznesem. Samolot był pełen urzędników z rozmaitych resortów, nie było w nim natomiast ani jednego przedsiębiorcy. Kiedy natomiast na jakiekolwiek zagraniczne forum ekonomiczne leci delegacja niemiecka, dwa z trzech samolotów przeznaczone są zazwyczaj dla przedstawicieli biznesu.
Anegdota o polskiej misji w Azerbejdżanie jest niestety typowa dla relacji między naszymi urzędnikami a przedsiębiorcami szukającymi rynku zbytu za granicą. Współpraca między nimi niemal nie istnieje, choć dla biznesu byłaby zbawienna.

Dyplomacja i gospodarka

Jednym z głównych działań polskiego rządu jest dziś praca nad unijnym budżetem na lata 2014 – 2020, czyli w istocie ustalenie kwoty, jaka przypadnie z niego Polsce. Kolejne zadanie to wstrzymanie przyspieszenia redukcji emisji dwutlenku węgla. Coraz ostrzejsze normy uderzałyby w nasze firmy, zmuszając je do wydawania miliardów euro na czystsze technologie, oraz w obywateli, którzy więcej musieliby zapłacić za droższy prąd.
– Dyplomacja nie może się dziś obejść bez gospodarki. Przecież geopolityczna pozycja kraju zależy od jego siły ekonomicznej. Polska ma potencjał, jesteśmy jedynym krajem UE, który nie popadł w recesję – mówi Beata Stelmach, wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialna za promocję Polski.
Jednak mimo niezłych wyników gospodarczych nasz kraj w Europie jest ciągle drugoligowy. Zupełnie inaczej kształtuje się nasza pozycja w Azji. Dla wielu tamtych krajów możemy być symbolem stabilizacji politycznej, zaawansowania technologicznego i szybko rosnącego PKB. Dla Wietnamu, Azerbejdżanu, Armenii, Kazachstanu czy państw arabskich możemy się więc stać dostarczycielem technologii i wysokiej jakości usług.
Przykładem jest umowa z Wietnamem. Rząd w Hanoi zaciągnął u nas pożyczkę. Jej realizacja nie polega jednak na wypłaceniu gotówki, ale dostarczeniu towarów i usług przez polskie przedsiębiorstwa. Potrzeby określa rząd wietnamski, a firmy weryfikuje strona polska. Korzyści z takiego rozwiązania są podwójne. Polskie podmioty otrzymują pewne kontrakty, bo płatnikiem jest rząd, a po drugie bezpiecznie wchodzą na obcy rynek i mogą już bez wsparcia państwa zdobywać kolejne zlecenia.
Umowa z Wietnamem jest dowodem na to, że wiemy, jak to robić. Podobnych przykładów wiele jednak nie ma.
Kuleje też kooperacja przedsiębiorstw polskich i zagranicznych. I tu dochodzimy do dyplomacji gospodarczej w skali mikro, czyli promowania konkretnych firm lub produktów. W krajach wysoko rozwiniętych tego rodzaju działania od dawna są normą, w Polsce kojarzą się z korupcją, a w najlepszym wypadku z preferowaniem konkretnych podmiotów gospodarczych przez państwo.
A przecież kupno przez Polskę amerykańskiego myśliwca F-16 zamiast francuskiego Mirage doprowadziło do tego, że francuscy politycy, którzy oficjalnie lobbowali za swoim samolotem, jawnie okazywali swój zawód.
Niedawna wizyta prezydenta Baracka Obamy w Warszawie w dużej mierze dotyczyła gazu łupkowego, a dokładniej warunków działania w Polsce firm zajmujących się wydobywaniem tego paliwa. Firm amerykańskich, oczywiście.
Polskim politykom ciągle daleko do takiego zaangażowania. Nie dlatego, że nie doceniają oni konieczności wspierania eksportu – już w 2007 r. politycy PO punktowali rządzący wówczas PiS za brak pomysłu w tej dziedzinie – ale przez słabość w tworzeniu rozwiązań instytucjonalnych. Jesteśmy jednym z nielicznych krajów na świecie, który nie ma wyspecjalizowanej agencji do wspierania naszych firm za granicą.



Pomocne programy

Gdy Ministerstwo Środowiska przygotowywało program GreenEvo wspierający promocję polskich firm specjalizujących się w zielonych technologiach, okazało się, że z jednym resortem trzeba było uzgadniać kwestię organizacji spotkań z potencjalnymi kontrahentami w 9 krajach Europy, Azji i Afryki, a z innym załatwiać transport dla misji gospodarczej. Mimo to udało się. W najbliższych miesiącach laureaci – czyli firmy oferujące np. sterowniki do zdalnej kontroli urządzeń elektrycznych, bezprzewodowy system zasilania ekologicznym ogniwem paliwowym, utylizację odpadów niebezpiecznych, osuszanie osadów z oczyszczalni ścieków czy przetwarzanie słomy zbożowej na brykiet do palenia w piecach – spotkają się z przedstawicielami około tysiąca zagranicznych podmiotów z tych branż.
– W rozmowach bardzo pomaga status laureata rządowego konkursu GreenEvo. Dla wielu podmiotów jest to gwarancja, że ktoś poważny nas sprawdzał, że jesteśmy poważną firmą – mówi Stanisław Rogut, prezes firmy Mulitichem Eko, która opracowała technologię przetwarzania odpadów na nawozy lub komponenty biopaliw. Przyznaje on, że nagroda resortu środowiska przyspieszyła rozmowy z norweskim kontrahentem w sprawie wspólnej inwestycji w Wietnamie.
Kolejnym programem promocji polskich przedsiębiorstw, który przynosi realne zyski, jest Polska Wschodnia organizowany przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Dzięki niemu polskie firmy ze wschodnich województw podpisały kontrakty warte 10 mln zł. Obok dostarczania jachtów czy oprogramowania okazało się, że istnieje również zapotrzebowanie na ryby wędzone z polskich jezior. Być może trafią one na stoły ekskluzywnej sieci hoteli w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Wsparcie państwa ma jeszcze jeden wymiar. W wielu krajach – zwłaszcza azjatyckich – to, że spotkanie jest organizowane przez ambasadę, czyli państwo, znacznie podnosi jego rangę. – Dyplomacja nie tylko może pomóc podmiotom gospodarczym w zorganizowaniu pierwszego kontaktu z zagranicznym partnerem, lecz także bardzo uwiarygodnia polski produkt czy usługi na obcych rynkach – mówi Beata Stelmach.
Te sukcesy dowodzą, że polskie firmy dysponują potencjałem do rozwoju, a w kraju są urzędnicy, którzy potrafią im pomóc w ekspansji. Najsłabszy element znajduje się na samej górze – w rządzie, który co prawda stworzył strategię wspierania i promocji gospodarki za granicą, ale nigdy nie rozpoczął jej realizacji.
Zachowano anachroniczny podział na dyplomację właściwą i dyplomację gospodarczą, bo tak trzeba traktować instytucjonalny podział na personel ambasad wywodzący się z MSZ oraz z resortu gospodarki, zatrudniany w wydziałach promocji handlu i inwestycji. – Ambasady nie poradzą sobie z promocją przedsiębiorstw, bo istnieje w nich konflikt kompetencyjny między MSZ a resortem gospodarki – komentuje Piotr Rogowski z Pracodawców RP.
Część wydziałów handlu i promocji działa nieźle, np. ten z moskiewskiej ambasady wydaje biuletyn, w którym znajdują się informacje o przetargach w Rosji, targach czy rosyjskich parkach naukowo-technologicznych. To jednak nie tworzy zarządzanego spójnie systemu. Wydziały miały być przekształcone w agencję specjalizującą się we wspieraniu eksportu. Ale odpowiedzialny za to resort gospodarki szykuje na razie kolejne strategie. Obecnie np. promocją polskiej gospodarki za granicą zajmuje się ponad 60 różnego rodzaju instytucji i agend. Wszystkie jednak działają niezależnie od siebie, nie współpracując, a często konkurując ze sobą i wysyłając sprzeczne komunikaty do zagranicznych partnerów.

Poręczenia, informacje

A przedsiębiorcy mają jasno sprecyzowane oczekiwania. Chcą od państwa aktywnej postawy – informacji dla firm szukających rynków zbytu, szczegółów na temat specyfiki tych rynków, pomocy w osadzaniu się na nich, promocji w poszczególnych krajach. Główną kwestią jest jednak wsparcie finansowe, czyli gwarancje, poręczenia pożyczki. Tak to działa np. w Niemczech, Czechach czy we Francji. – Niemcy mimo wysokich kosztów pracy mają bardzo duży eksport – komentuje Piotr Rogowski.
A ponieważ polski eksport jest silnie związany z niemieckim, to bardzo prawdopodobne, że tamtejszy system gwarancji i poręczeń okaże się dla naszych eksporterów bardziej przydatny niż działania polskiego rządu.
Bez wsparcia państwa za granicą nie mam szans
Roman Sobczyk
właściciel firmy Ekotop, oferującej ekologiczne suszarnie osadów ściekowych
W ubiegłorocznej edycji programu GreenEvo zostaliśmy uznani za „wschodzącą gwiazdę”. Uczestniczyliśmy wTargach Eco Expo w Hongkongu. Przekonałem się, że polskie technologie nie odstają od tych oferowanych przez firmy z innych krajów azjatyckich i byłego bloku wschodniego. Rynki te są bardzo chłonne na pozyskiwanie zielonych technologii będących tam nowością. Miarą ich atrakcyjności nie jest tam cena, a innowacyjność. Jest to więc zielone światło dla firm takich, jak nasza. Rynki te są dla nas błękitnym oceanem otwierającym nowe możliwości rozwoju.
Zdobycie zagranicznych kontaktów bez wsparcia państwa dla takiej firmy jak moja, czyli zatrudniającej pięć osób, jest zadaniem w zasadzie niewykonalnym. Gdy za granicą moją wiarygodność gwarantuje minister rządu RP, to dla tamtejszych firm staję się poważnym partnerem. Jest to szalenie ważne dla podmiotów, które nie mają ogromnych środków na promocję, reklamę i PR. Dzięki takim działaniom możemy eksportować polską technologię.