Sojusz Lewicy Demokratycznej złoży we wtorek do laski marszałkowskiej projekt ustawy, zgodnie z którą maksymalny spread walutowy stosowany przez banki, nie będzie mógł przekroczyć 10 proc. - poinformował w poniedziałek poseł Marek Wikiński z SLD.



Wikiński powiedział, że zdaniem Sojuszu kwestią, która wymaga szybkiego doprecyzowania jest ustawowe określenie maksymalnej wysokości spredów, czyli widełek kursowych, po jakich banki rozliczają spłaty kredytów, zaciągniętych w walucie obcej.

"Dlatego w dniu jutrzejszym klub parlamentarny SLD złoży poselski projekt ustawy do laski marszałkowskiej, aby od 14 dni po dniu jej opublikowania (...) we wszystkich umowach nowo zawieranych były określone maksymalne widełki kursowe oraz aby spłaty kredytów, które pozostały do spłaty kredytobiorcom, były rozliczane według nowych przepisów prawa" - powiedział Wikiński.

Poseł wyjaśnił, że projekt przewiduje bardzo krótkie vacatio legis, bowiem banki są technicznie przygotowane do wprowadzenie takich zmian niemal z dnia na dzień. Poseł dodał, że maksymalna wysokość spreadu nie powinna przekraczać 10 proc. "Uważamy, że to bardzo godziwy zysk dla banków. Dzisiaj niektóre banki zyskiwały znacznie więcej niż 10 proc. To byłaby wysokość maksymalna. Banki mogłyby rywalizować między sobą obniżając wysokość spreadów" - powiedział.

Poseł poinformował, że jego klub będzie współpracował z PO, która złożyła niedawno projekt umożliwiający kredytobiorcom spłatę rat kredytowych bezpośrednio w walutach bez konieczności ponoszenia z tego tytułu dodatkowych kosztów. "Jeżeli ten punkt (projekt PO - PAP) zostanie wprowadzony (do porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu - PAP) to naszą propozycję zgłosimy na Komisji Finansów Publicznych, jako poprawkę poselską do przedłożenia PO. Najważniejsze jest załatwienie sprawy" - podkreślił Wikiński.

Zdaniem posła ostatnio jesteśmy "zalewani" propozycjami związanymi z doprecyzowaniem przepisów dotyczących kredytów walutowych, a - jak mówił - "wojna o spready" wymaga rzetelnej analizy i przedstawienia stanu faktycznego. Poinformował, że prawie 700 tys. polskich rodzin zaciągnęło kredyty we frankach szwajcarskich, a w złotych polskich 850 tys. rodzin. Kredyty zagrożone (te, które nie są terminowo spłacane) w walutach obcych sięgają niespełna 1,5 proc., czyli około 10 tys. rodzin nie reguluje terminowo rat. W przypadku kredytów złotowych zagrożonych jest 2,5 proc. kredytów.

Wikiński podał przykład dwóch polskich rodzin, które w czerwcu 2008 r. (gdy złoty był bardzo silny, czyli w okresie niekorzystnym do zaciągania kredytów walutowych) wzięły kredyt na 270 tys. zł. Z tym, że jeden - zaciągnięty przez rodzinę Frankowskich - był denominowany we frankach szwajcarskich (CHF) po kursie 2,09 zł, a drugi - rodziny Złotopolskich - był kredytem złotowym. Obie rodziny miały wkład własny w wysokości 10 proc., czyli 30 tys. zł.

"Po analizie tych trzech lat rodzina Frankowskich spłacająca swój kredyt we franku szwajcarskim (...) wpłaciła do swojego banku 70 tys. 794 zł, a rodzina Złotopolskich, spłacająca swój kredyt w polskiej walucie, wpłaciła do dzisiaj 79 tys. 300 zł. (...) Po trzech latach widać, że rodzina Frankowskich zyskała na swoim kredycie walutowym" - powiedział Wikiński. Dodał, że jeżeli obecny kurs CHF będzie się utrzymywał, to rodzina Frankowskich będzie się zbliżać do Złotopolskich, ale jeżeli kurs szwajcarskiej waluty spadnie, to rodzina ta będzie dalej korzystała.

Pomysł SLD, jak i propozycję przygotowaną wcześniej przez posłów PSL, krytykuje PKPP Lewiatan. "Jakość portfela walutowych kredytów mieszkaniowych jest względnie wysoka - nie ma mowy o powstawaniu bańki kredytowej, a odsetek kredytów nieregularnych jest na akceptowalnym poziomie" - uważa ekspert Lewiatana dr Jacek Adamski.

Według niego wniosek SLD, aby ustawowo limitować wielkość spreadów jest równy wprowadzeniu kontroli cenowej, a "olbrzymia większość" spreadów stosowanych przez banki mieści się w zaproponowanych przez Sojusz widełkach. Organizacja uważa, że tym bardziej czyni to regulację bezprzedmiotową.

"Kredytobiorcy powinni być poinformowani o polityce cenowej, stosowanej przez banki i na takiej podstawie powinni dokonywać decyzji w sprawach swoich finansów osobistych" - zaznacza Adamski.

Przed rokiem PSL przedstawił projekt ustawy ograniczającej spready, ale nie zyskał on aprobaty innych partii. Przed dwoma tygodniami PSL złożył w Sejmie poprawki do ustawy Prawo bankowe, które miały dać kredytobiorcy wybór: możliwość spłacania rat w walucie, bez dodatkowych bankowych opłat i kosztów lub rozliczenia po kursie średnim NBP albo danego banku. Poprawki zostały jednak odrzucone. Podobny los spotkał je w Senacie.

W projekcie PO znajdują się podobne rozwiązania jak w tzw. rekomendacji S Komisji Nadzoru Finansowego z 2009 r., która przewiduje, że klient zadłużony w walucie może spłacać kredyt bezpośrednio, np. we frankach czy euro. Natomiast PJN, aby ulżyć osobom spłacającym kredyty walutowe, zaproponował na wzór węgierski, by ci, którzy są zadłużeni we frankach spłacali raty kredytów po stałym kursie szwajcarskiej waluty - 2,75 zł. Różnicę pokrywałby Skarb Państwa, a po 2015 r. zwróciliby ją kredytobiorcy.

Tymczasem PSL nie ustępuje z przeforsowania własnych rozwiązań. W poniedziałek popołudniu ludowcy zapowiedzieli, że jeszcze tego dnia złożą w Sejmie projekt nowelizacji prawa bankowego, który eliminuje niezasadne koszty przy spłacie kredytów hipotecznych. Z informacji przesłanej PAP wynika, że chodzi o rozwiązania, które zostały niedawno odrzucone w Sejmie i Senacie.

"W ostatnim czasie politycy różnych partii zgłosili kilka koncepcji, jak pomóc kredytobiorcom przy rosnącym kursie franka. Jednak tylko nasza propozycja w prosty i skuteczny sposób zmniejszy comiesięczne raty, nie obciążając budżetu państwa" - powiedział cytowany w komunikacie PSL wicepremier Pawlak.

Zdaniem Pawlaka proponowana przez PO zmiana ustawy o kredycie konsumenckim nie rozwiązuje problemu spreadów i nie wzmacnia pozycji kredytobiorcy wobec banku, a pomysł SLD nie jest satysfakcjonujący.

"10 proc. to bardzo dużo, to pięciokrotnie więcej niż spread NBP" - uważa Pawlak. Jego zdaniem nie do przyjęcia jest koncepcja PJN, która - według niego - przerzuca koszty wysokiego kursu franka na wszystkich podatników.