Skateboarding zadomowił się w Polsce na stałe. Popularny uliczny sport ma się na tyle dobrze, że coraz więcej krajowych firm zarabia na produkcji desek

Skateboarding, sport zapoczątkowany na początku lat 50. ubiegłego wieku przez kalifornijskich surferów, już na dobre zadomowił się w Polsce. Na tyle dobrze, że coraz więcej krajowych firm zarabia na produkcji deskorolek. Jeszcze do niedawna była to dziedzina rynku zarezerwowana tylko i wyłącznie dla przedsiębiorstw z USA i wszelkie próby wejścia na rynek z innymi markami kończyły się fiaskiem. Dziś się to zmieniło.

Deskorolki znów stają się modne – za sprawą longboardingu. Trzy lata temu ten sport stał się na nowo popularny w Europie Zachodniej. Od zeszłego sezonu także na polskich ulicach widać coraz więcej skaterów poruszających się na deskach przypominających te do surfowania. Dłuższe od klasycznych, bardziej skrętne, na miękkich kołach oraz bardzo sprawnych łożyskach są idealnym sprzętem do swobodnego poruszania się po ulicach, dając o wiele większy komfort jazdy po chodnikach czy kostce brukowej. Lepsze łożyskowanie sprawia, że do przemieszczania się wystarczy o wiele mniej odepchnięć.

Puste magazyny

Na longboard postawiła polska firma z Łodzi, Amok Skateboards. W tej chwili to jedyny polski producent tego typu deskorolek. – Mamy w ofercie 4 ich rodzaje i jednego cruisera (to deska nieco dłuższa od klasycznej, ale krótsza od longboardu). Wszystkie modele są zaprojektowane przez nas – mówi „DGP” Sebastian Neugebauer, współwłaściciel Amoku. Pierwsza partia trafiła na rynek jeszcze w ubiegłym roku, zaledwie kilkadziesiąt sztuk. Rozeszły się momentalnie. Kolejną Amok, który poza stacjonarnym prowadzi także sklep internetowy, wystawił jeszcze zimą. – Mimo że za oknami leżał śnieg, deski zaczęły natychmiast się rozchodzić – opowiada Neugebauer. Obecnie jest to niewielki, ale prężny segment rynku. Sprzedaż rośnie, ale prawdziwy popyt na longboard rozpocznie się z nadejściem wakacji.

Cruiser ze stajni Amoku kosztuje 299 zł, podczas gdy ten sam rodzaj deski z logo amerykańskiego producenta jest o połowę droższy. Jeszcze więcej można zaoszczędzić, kupując longboard. Model Sun kosztuje 449 zł, podczas gdy podobna deska firmy z USA to wydatek co najmniej 650 – 700 zł. – Oferujemy jakościowo porównywalny sprzęt. Jest on produkowany w tych samych azjatyckich fabrykach, które pracują na zlecenie światowych potentatów – wskazuje Neugebauer. Standard wykonania ten sam, bo deski od zawsze budowało się z sklejek klonu kanadyjskiego.

Jednak główny dochód firmy Amok Skateboards stanowią klasyczne deskorolki, krótkie, dobre do akrobacji. Tych łódzcy przedsiębiorcy sprzedają w miesiącu ponad tysiąc. Nie początku nie było jednak lekko. – Nasz sklep powstał 20 lat temu, a po kilku latach obecności na rynku postanowiliśmy wprowadzić własne modele. Nie sprzedawały się. Ta tendencja odwróciła się dopiero trzy lata temu. Notowaliśmy wzrosty sprzedaży wynoszące kilkaset procent – opowiada właściciel Amoku.

Co się zmieniło w świadomości fanów skateboardingu, że chętniej sięgają po polskie produkty? – Przede wszystkim stosunek jakości do ceny. Deski, które oferujemy, są tak samo dobre jak firm amerykańskich – mówi „DGP” Adam Malita, właściciel warszawskiej firmy Malita, która od 1994 roku zajmuje się produkcją odzieży dla fanów skateboardingu i jest niekwestionowanym liderem wśród polskich firm tej branży. Na rynek deskorolek weszła w tym roku. – Po kilku latach poszukiwań udało nam się znaleźć producenta, który spełniał nasze oczekiwania. A szukaliśmy fabryk od Kanady aż po Azję – mówi Malita. Efekt jest taki, że pierwsza partia kilkuset sztuk desek rozeszła się w dwa miesiące. – Przed nami środek sezonu, a nie mamy już co sprzedawać. Jestem zaskoczony tak dużym zainteresowaniem – dodaje.

To dlatego kolekcja nowych desek z logo Malita, które do sklepów miały trafić jesienią, przyjedzie do Polski już w lipcu. Kolejne partie mają być większe. O ile? – Tego jeszcze nie wiem, sprzęt sprzedał się tak szybko, że nie byliśmy w stanie nawet bardzo wstępnie oszacować pojemności polskiego rynku – mówi Malita.

Wychować klienta

Na zainteresowanie jego produktami bez wątpienia dodatkowo wpływa przywiązanie do marki. Funkcjonująca od blisko 20 lat na polskim rynku wychowała już co najmniej dwie generacje skaterów. I nie chodzi tylko o ubrania, ale też o obozy deskorolkowe organizowane przy udziale Mality, który postawił na promocję nowego produktu. Deski z jego marką trafiły także pod nogi najlepszych skaterów w kraju, którzy je wstępnie testowali, a część została rozdana darmo miłośnikom skateboardingu. Ich jakość skater jest w stanie ocenić na pierwszy rzut oka. Chodzi o grubość, wyprofilowanie, sprężystość. Kolejne cechy można ocenić dopiero w trakcie jazdy, dlatego próbowali ich tzw. liderzy opinii – czyli najlepsi polscy skaterzy. Często o wyborze deskorolki decydują także elementy estetyczne, dlatego Malita wypuściła aż 9 różnych wzorów grafik, które zdobią deskę. W edycji jesiennej dojdą kolejne trzy.

Robert Zapora obserwuje polski rynek deskorolek od 14 lat, tyle prowadzi sklep Skatecity.pl. – Ostatnie dwa sezony to bardzo duży wzrost sprzedaży. Nie tylko polskich, choć nasi producenci też na tym trendzie korzystają – wskazuje. O skali zjawiska najlepiej świadczy to, że w Dzień Dziecka sprzedał tyle sprzętu, ile jeszcze kilka lat temu upłynniał w ciągu całego roku.

Na deskorolkach zaczynają jeździć coraz młodsi. Pierwsze kroki w sporcie stawiają już kilkulatki. Z jednej strony deskorolki podsuwają im rodzice, którzy sami jeździli kilkanaście lat temu. Z drugiej to moda wykreowana przez media, szczególnie kanał Disney Channel, w którym bardzo popularny jest serial „Zeke and Luther”, opowiadający o dwój przyjaciołach, którzy marzą, by zostać najlepszymi na świecie skateboarderami. – W ten sposób po deskę sięgają już najmłodsi – wskazuje Zapora. A mają w czym wybierać. Tylko w swojej ostatniej dostawie rzeszowski przedsiębiorca otrzymał 50 różnych deskorolek, które za chwilę trafią na półki w jego sklepie oraz na witrynę sklepu internetowego.

Firmy starają się przywiązywać klienta do swojej marki. Jeżeli na ulicy spotkamy długowłosego młodzieńca ubranego latem w ciemne ciuchy i czapkę, który będzie jeździł na polskiej deskorolce, będzie miała ona logo firmy Nervous lub Pogo. Producenci starają się przekonać do swojej marki nie tylko ceną i jakością, lecz także zawodnikami, którzy jeżdżą w ich teamach. Wyszukują w skateparkach i na ulicach utalentowanych nastolatków, oferują im darmowy sprzęt oraz ubrania za to, że będą jeździć na deskorolkach z logo firmy także podczas imprez i zawodów. Ten sposób od wielu lat sprawdza się w USA czy krajach Europy Zachodniej. Na rynek trafiają filmy z wyczynami zespołów, które przemierzają świat w poszukiwaniu nietypowych miejsc do jazdy – tzw. miejscówek, na których wykonują skomplikowane ewolucje. W USA są rzesze profesjonalnych skaterów, którzy utrzymują się z jazdy na deskorolce. Ten trend powoli dociera do Polski i jeżeli polskie firmy utrzymają poziom sprzedaży, wkrótce będziemy mieli profesjonalne teamy polskich skaterów.