"Najlepiej być swoim własnym szefem”. Badania dowodzą, że większość z nas podpisze się pod tym bez wahania. Po chwili namysłu nasuwają się jednak wątpliwości: czy potencjalne zyski i poczucie zawodowego spełnienia wynagradzają ciągły stres oraz ryzyko utraty zainwestowanych pieniędzy, które wiążą się z losem przedsiębiorcy? Krótko mówiąc: czy biorąc pod uwagę klasyczny schemat zysków i strat, opłaca się być biznesmenem?
Odpowiedź próbowała znaleźć niedawno grupa badaczy z renomowanej francuskiej szkoły biznesu ESSEC. Sprawdzali oni wśród respondentów z kilkunastu krajów świata (zarówno rozwiniętych, jak i wschodzących gospodarek), na ile posiadanie własnej firmy jest dla nich związane z poczuciem osiągnięcia życiowego sukcesu. Wyniki są z pozoru zachęcające. Postacie wielkich przedsiębiorców w stylu Billa Gatesa bywają podziwiane bardziej niż znani politycy czy gwiazdy show biznesu. Biznesmenów gloryfikują zwłaszcza mieszkańcy krajów na dorobku. Średnio trzy czwarte ankietowanych Chińczyków czy Brazylijczyków uważa posiadanie własnej firmy za szczyt spełnienia. Połowa z nich stawia sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Uważają, iż najbardziej uszczęśliwiłoby ich dokonanie własnego zyskownego odkrycia czy technologicznej innowacji. Chińczycy argumentują, że posiadanie przedsiębiorstwa pozwoliłoby im gromadzić oszczędności, które są dziś za Wielkim Murem najważniejszym wyznacznikiem sukcesu. Z kolei w Brazylii biznes jest sposobem na wyzwolenie się z długów związanych np. z zakupem mieszkania.
Image przedsiębiorcy blednie jednak wraz ze wzrostem ogólnej zamożności społeczeństwa. We Francji, w Wielkiej Brytanii czy Niemczech za synonim człowieka sukcesu uważa go już tylko ok. 40 proc. ankietowanych. W krajach Zachodu ponad połowa studentów woli pracować dla kogoś niż na własny rachunek. Dlaczego? Można tłumaczyć to rozleniwieniem: po co męczyć się, robiąc interesy, skoro można godnie zarobić na życie, ciesząc się takimi dobrodziejstwami pracowniczymi, jak wolny weekend czy płatny urlop. Nie należy jednak lekceważyć innej przyczyny: poczucia strachu przed wymagającym żywotem biznesmena. W najnowszej książce pod wymownym tytułem „Jak być najbardziej zadowolonym człowiekiem na kuli ziemskiej” James Altucher, amerykański przedsiębiorca i bloger, wychodzi naprzeciw tym obawom. I udziela bezcennych rad, jak pogodzić szczęście, spokój ducha oraz przedsiębiorczość.
Altucher nie pozostawia złudzeń: sam biznes nie da ci szczęścia. Nadejdą momenty, gdy będziesz sobą gardził, jest prawdopodobne, że zbankrutujesz, a jeśli nie masz silnego charakteru, utracisz równowagę psychiczną. Tylko odniesienie sukcesu uchroni cię przed takimi problemami i da poczucie zadowolenia mimo poniesionych nakładów. Jak go osiągnąć? Oto garść rad Altuchera: Nawet jeśli sprzedajesz usługi, nazywaj je produktem. Zdobądź klienta, jeszcze zanim ruszysz z biznesem. Jeśli ci się nie uda – zacznij na nowo. Najlepiej zanim pojawią się długi. Zbieraj pieniądze od inwestorów, zamiast pożyczać je w banku. Jeśli nie idzie ci przekonywanie do swojego pomysłu, może to oznaczać, że jest słaby i należy go porzucić. Jeśli inwestorzy jedzą ci z ręki, jak najszybciej sprzedaj firmę. Zresztą powinieneś o tym myśleć (i prowadzić w tej sprawie pertraktacje) od samego początku. Jeśli ci się uda, będziesz miał pieniądze, dzięki którym możesz rozkręcić coś innego, już bez noża na gardle. Nie bój się konkurencji. Dzięki jej istnieniu stajesz się „biznesowym zabójcą”. I masz pewność, że nie tkwisz w nikogo nieinteresującej branży. Poza tym konkurenci są twoimi potencjalnymi klientami. Sam dbaj o swój PR. Najlepiej załóż bloga, w którym będziesz opisywał autentyczną, osobistą historię. To dziś lepszy pomysł niż płacenie komuś za broszurę w stylu „poznaj nasze wartości”. Dbaj o klientów. Jeśli są singlami, pomóż im znaleźć partnera. Polecaj im zaprzyjaźnione firmy, nawet konkurencyjne. Zadowolenie klienta jest najważniejsze. Rozśmieszaj go, nakarm, sprezentuj mu masaż w gabinecie odnowy. Z kolei pracowników traktuj jak dzieci. Jeśli już zdecydujesz się ich mieć (bo najlepiej wszystko robić samemu, unikając kłopotu), pozwól się im bawić, ale wyznaczaj granice. Wydawaj przyjęcia za własne – nie firmowe – pieniądze. A przede wszystkim: nie zabijaj się. Nie warto.
Wtedy – jeśli ci się uda – osiągniesz sukces i poczucie spełnienia. Ale jeśli jednak stwierdzisz, że się do biznesu nie nadajesz, poszukaj posady. Ale nie łudź się – stresów i frustracji ci nie zabraknie. Jak sobie z nimi radzić? O tym w kolejnych częściach książki Altuchera: „10 sposobów jak rozpoznać, że powinieneś rzucić tę robotę” i „Cztery kroki do utrzymania psychicznej stabilności po zwolnieniu z pracy”.