John Lipsky - ekonomista - który od wczoraj kieruje Międzynarodowym Funduszem Walutowym, na kilka dni przed objęciem sterów tej instytucji zapowiedział swoje odejście.
Od czasu zatrzymania oskarżanego o próbę gwałtu Dominique’a Straussa-Kahna pracami Międzynarodowego Funduszu Walutowego kieruje jego amerykański zastępca John Lipsky. 64-letni ekonomista pozostanie na stanowisku przynajmniej przez kilka miesięcy – do czasu gdy przedstawiciele najbogatszych krajów znajdą kandydata na nowego szefa najpotężniejszej międzynarodowej instytucji finansowej współczesnego świata, nazywanej przez niektórych faktycznym globalnym rządem.

Obama mu nie ufał

Ostatni tydzień był dla Johna Lipsky’ego pełen nagłych zwrotów akcji. W ubiegły piątek ogłosił on publicznie, że odchodzi z funduszu z końcem sierpnia, gdy wygasa jego pięcioletnia kadencja na stanowisku pierwszego zastępcy dyrektora zarządzającego MFW. Amerykańskie media spekulowały, że jako nominat jeszcze republikańskiej administracji George’a W. Busha Lipsky nie cieszy się zbyt dużym zaufaniem ekipy prezydenta Baracka Obamy. Podejrzewano, że doświadczonego bankowca z charakterystycznym sumiastym wąsem zastąpi David A. Lipton, człowiek byłego prezydenta Billa Clintona. Ale już następnego dnia sytuacja odwróciła się o 180 stopni.
Nowojorska policja aresztowała szefa MFW Dominique’a Straussa-Kahna pod zarzutem próby zgwałcenia hotelowej pokojówki i odmówiła wypuszczenia go nawet za kaucją. W tej sytuacji Lipsky stał się więc de facto przewodniczącym instytucji, która od początku kryzysu odgrywa kluczową rolę w przyznawaniu kolejnych pożyczek ratunkowych dla zadłużonych krajów UE, takich jak Węgry, Łotwa czy Grecja.

Pracował dla największych

Lipsky’emu trudno odmówić kompetencji do tego zadania. Urodzony w amerykańskim stanie Iowa potomek żydowskich emigrantów z carskiej Rosji (wiadomo, że jego prapradziad Henryk Szmulkof przybył do USA około 1889 roku i założył sklep z meblami w Cedar Rapids) otrzymał najpierw ekonomiczne wykształcenie (doktorat na Uniwersytecie Stanforda), a potem rozpoczął karierę właśnie w MFW. Zajmował się tam kontrolą kursów walutowych i rynków finansowych. Na pewien czas był też oddelegowany do biura funduszu w Chile, które w tamtych czasach, podobnie jak cała Ameryka Łacińska, często korzystało z pomocy MFW.
Po 10 latach Lipsky dał się jednak skusić czołowym nowojorskim bankom, które wówczas (lata 90.) znajdowały się na wznoszącej fali. Pracował dla największych: nieistniejącego już Salomon Brothers (dziś część Citigroup), a potem JP Morgan, który łączył się wtedy z Manhattan Chase. Dotarł w nim na sam szczyt. W momencie powrotu do MFW w 2006 r. był wiceprezesem segmentu bankowości inwestycyjnej całego JP Morgan Chase.
Mimo takiego CV Lipsky nie ma większych szans na utrzymanie sterów funduszu na czas dłuższy niż tylko kilka miesięcy. Posada szefa MFW jest ściśle polityczna i zgodnie z niepisaną zasadą w ponad 60-letniej historii instytucji zawsze przypadała przedstawicielowi Europy (podczas gdy Amerykanin stał na czele Banku Światowego). Dlatego europejskie rządy już debatują o posłaniu do Waszyngtonu na przykład byłego premiera Wielkiej Brytanii Gordona Browna albo francuskiej minister finansów Christine Lagarde. Rozważane jest nawet, czy z powodu rosnącego znaczenia gospodarek wschodzących kierownikiem MFW nie powinien być na przykład Chińczyk albo ktoś z RPA. Na pewno jednak nie przedstawiciel USA. W tej grze Amerykaninowi Lipsky’emu nie pomogą ani kompetencje, ani nawet... węgierska żona, z którą ma trójkę mających unijne paszporty dzieci.