NewConnect przyciąga firmy spragnione kapitału. Inwestorzy na wyścigi kupują akcje debiutantów, podbijając ceny tych papierów nawet o 100 procent w ciągu dwóch tygodni. O dużym zainteresowaniu świadczą także coraz wyższe obroty na rynku alternatywnym.
Wśród młodych polskich firm zapanowała prawdziwa moda na NewConnect. Co tydzień pojawia się tu kilka nowych spółek, którym udało się znaleźć inwestorów i sprzedać swoje akcje. Wystarczy powiedzieć, że od początku roku na alternatywnym rynku akcji zadebiutowało już prawie 60 spółek, podczas gdy w całym ubiegłym roku było ich 86. Jest tu już notowanych prawie 240 podmiotów, których kapitalizacja po raz pierwszy przekroczyła 6 mld zł.
Eksperci są zgodni w ocenie przyczyn tego wyścigu po pieniądze na mały parkiet warszawskiej giełdy. – Ogromne zainteresowanie rynkiem NewConnect ze strony spółek to wynik zapotrzebowania polskich firm na kapitał – mówi Wojciech Zych, zarządzający funduszami w Quercus TFI. Jego zdaniem młode, startujące dopiero na rynku przedsiębiorstwa, ze względu na krótką historię oraz brak zabezpieczeń, np. w postaci nieruchomości, nie mają szans na uzyskanie kredytów w bankach. Alternatywny rynek akcji jest dla nich idealnym rozwiązaniem. Dodatkowo sprzyja im koniunktura. – Giełda wyraźnie wyszła ze stagnacji. Dobra sytuacja na rynku kapitałowym spowodowała, iż spółki poszukujące kapitału odważniej podejmują decyzję o wejściu na NewConnect – uważa Bartosz Zalewski, wiceprezes firmy GoAdvisers, która jest autoryzowanym doradcą NewConnect.
Jednak większość ofert na alternatywnym rynku to prywatne emisje akcji. Są one kierowane do wybranej grupy inwestorów, a szersze grono graczy spekulacyjnych ma niewielkie szanse na to, aby się wśród nich znaleźć. Są więc skazani na zakup akcji po debiucie. – Niski udział akcji niektórych spółek w wolnym obrocie przy wysokim popycie powoduje szybki wzrost kursu – mówi Bartosz Zalewski.
Pokazują to ostatnie tygodnie, pełne spektakularnych wzrostów cen akcji debiutujących spółek. Przykładem niech będzie kurs firmy Rajdy 4x4, która pod koniec kwietnia uplasowała akcje po cenie emisyjnej 1,60 zł za sztukę, a w miniony piątek płacono za nie ponad 3,3 zł, czyli ponad 100 proc. więcej. W pewnym momencie walory tej spółki kosztowały już 260 proc. więcej niż cena emisyjna. Niewiarygodny wzrost zanotowały też papiery firmy Biomax, które od ceny emisyjnej wynoszącej 3,55 zł w ciągu trzech dni maja podrożały do 6,42 zł, czyli o ponad 80 proc.
Niemal wszystkie debiutujące spółki cieszą się kilkudziesięcioprocentowym wzrostem kursu w pierwszych dniach notowań. Ściąga to kolejnych inwestorów na NewConnect. Widać to po obrotach. O ile w I kw. tego roku były one niższe niż w tym samym okresie roku ubiegłego, to w kwietniu inwestorzy byli bardzo aktywni. Średnio obroty wynosiły ponad 12 mln zł na sesję, podczas gdy w kwietniu ubiegłego roku wskaźnik ten kształtował się na poziomie ledwie przekraczającym 8 mln zł. Niektórzy eksperci ostrzegają, że dalszy tak gwałtowny rozwój tego rynku może się dla niego okazać niebezpieczny. – Popyt na akcje debiutantów jest ogromny. Nie pamiętam czegoś takiego od 2007 r. – mówi Radosław Tadajewski, prezes Grupy Trinity, autoryzowanego doradcy NewConnect. Specjaliści ostrzegają, że sytuacja taka może kusić emitentów do podnoszenia cen emisyjnych bez uzasadnienia fundamentalnego, co doprowadzi do przewartościowania spółek i gwałtownego spadku notowań, gdy dopływ świeżego kapitału się skończy.