Pożyczkę Portugalia dostała na łagodnych zasadach: nie musi przeprowadzać bolesnych reform ani redukować deficytu.
Równo rok po bailoutcie dla Aten Unia Europejska i MFW zmieniają zasady współpracy z bankrutami. Wynegocjowane przez Lizbonę warunki pomocy finansowej są znacznie korzystniejsze niż greckie.
We wtorek w nocy portugalski premier Jose Socrates ogłosił porozumienie z Brukselą i Waszyngtonem, dzięki któremu do 2014 roku jego kraj stopniowo otrzyma 78 mld euro wsparcia. Na razie oprocentowanie pożyczki nie jest znane. Wczoraj ujawniono jednak, że portugalski rząd nie będzie musiał gwałtownie redukować deficytu budżetowego. Dziura w finansach ma spaść z obecnego poziomu 9,1 proc. PKB do 5,9 proc. w tym roku, 4,5 proc. w 2012 roku i 3 proc. w 2013 roku. Wcześniej, z własnej inicjatywy, rząd Socratesa był gotów na bardziej radykalne oszczędności poprzez sprowadzenie deficytu do 4,6 proc. w tym roku, 3 proc. w 2012 i 2 proc. w 2013 roku.
Dzięki takim warunkom Portugalia nie będzie zmuszona do przeprowadzenia bolesnych reform. Nie zostaną obniżone ani pensje w sektorze publicznym, ani emerytury. Pracownicy budżetówki będą nadal mogą liczyć na 13. i 14. pensję i nie muszą obawiać się zmian w warunkach, na jakich otrzymają emeryturę. Bardzo ograniczony jest plan prywatyzacji, który do 2013 roku ma przynieść jedynie 5,9 mld euro. Państwo zachowa na przykład nadal jeden z głównych banków kraju, Caixa Geral de Depositos. Nie ma też mowy o podwyższeniu podatków.

Grecka lekcja

Przyjmując niemal dokładnie rok temu 110 mld euro pomocy od Unii i MFW, Grecja nie mogła liczyć na taki luksus. Ateny musiały pogodzić się ze znacznie surowszymi warunkami. Pensje w sektorze państwowym zostały ograniczone o 8 proc., premie (13. i 14. pensje) ograniczono do 800 euro (zlikwidowano je dla osób zarabiających powyżej 2,5 tys. euro), zrównano prawa emerytalne kobiet i mężczyzn, podwyższono podatek VAT do 23 proc. i wprowadzono 10-procentową akcyzę na alkohol i papierosy. Rząd zobowiązał się także do przeprowadzenia ambitnego programu prywatyzacji, który ma do 2013 roku przynieść 50 mld euro (m.in. poprzez sprzedaż najbardziej atrakcyjnych nieruchomości czy międzynarodowego lotniska w Atenach).
Nieco mniejsza skala pomocy dla Portugalii nie tłumaczy łagodniejszego potraktowania Lizbony. Pomoc stanowi bowiem 31,5 proc. PKB kraju (wartego w ub.r. 247 mld euro) wobec 36,4 proc. w przypadku Grecji.
UE i MFW nieoficjalnie przyznają, że drakońskie warunki pożyczki dla Aten po prostu jeszcze bardziej zablokowały gospodarkę, która nie jest w stanie przełamać recesji. Co więcej, zadłużenie kraju się nie zmniejsza i coraz głośniej mówi się o konieczności jego restrukturyzacji.

Nie zabić wzrostu

Zdaniem MFW w tym roku PKB kraju po raz kolejny zmniejszy się o 3 proc. (w ub.r. spadek wyniósł 4,5 proc.). To uniemożliwia skuteczne ograniczenie deficytu budżetowego kraju i powoduje narastanie długu, który już wynosi 304 mld euro (151 proc. PKB).
Dla Portugalii MFW prognozuje w tym roku recesję, jednak znacznie łagodniejszą (spadek PKB o 1,5 proc.) i o wiele krótszą (w ub.r. PKB wzrosło o 1,4 proc.). To stwarza nadzieję, że w ciągu trzech lat Portugalia wróci na ścieżkę w miarę dynamicznego wzrostu i będzie w stanie wówczas samodzielnie zdobyć fundusze na rynkach finansowych.
Wiele wskazuje na to, że władze w Lizbonie wykorzystają tylko część zaoferowanego pakietu. Bruksela odłożyła m.in. 12 mld euro na dokapitalizowanie portugalskich banków, tak aby udział ich funduszy własnych w stosunku do udzielonych kredytów wzrósł z 8 proc. obecnie do 9 proc. w roku przyszłym i 10 proc. w 2012 roku. Jednak największe banki kraju, jak Banco Espirito Santo, BPI oraz Banco Comercial Portugues, zapowiedziały wczoraj, że nie będą potrzebowały zewnętrznej pomocy, aby osiągnąć taki pułap.
Bruksela zdecydowała się na przyznanie łagodniejszych warunków pomocy także po to, aby zostały one zaakceptowane przez opozycję jeszcze przed rozpisanymi na 5 czerwcami wyborami parlamentarnymi. W ten sposób Bruksela chce uniknąć powtórzenia irlandzkiego precedensu, kiedy nowy rząd w Dublinie zaraz po wyborach zażądał renegocjacji ustalonych już warunków pomocy.
Wzrost gospodarki warunkiem spłaty długu
Analitycy MFW coraz chętniej lansują tezę, w myśl której zadłużone państwa pobierające bailout powinny nie radykalnie, ale stopniowo redukować swoje zadłużenie i naprawiać finanse publiczne. W przeciwnym razie grozi im długotrwała recesja i popadnięcie w spiralę zadłużenia.
Między innymi dlatego renegocjowano zadłużenie Grecji. W maju 2010 roku Ateny otrzymały niżej oprocentowaną pożyczkę (5 proc.), która jesienią zeszłego roku została decyzją Rady UE obniżona o kolejny punkt procentowy. Nadal problemem pozostaje plan oszczędnościowy narzucony przez Brukselę. Okazuje się, że zablokował on konsumpcję w Grecji, która jest warunkiem przełamania recesji, zwiększenia dochodów fiskalnych i wypracowania w budżecie nadwyżki, która pozwoliłaby spłacić zaciągnięte zobowiązania. W konsekwencji mimo pomocy UE kraj coraz bardziej pogrąża się w długach.
Podobnie jest z Irlandią. Kraj musiałby rozwijać się w tempie od 6 do 8 proc. przez najbliższe 8 lat, aby spłacić wart 85 mld euro pakiet pomocy Unii Europejskiej – oceniają eksperci MFW w swojej analizie, którą przedstawił tygodnik „Der Spiegel”. Taki wzrost nie jest jednak możliwy z powodu wysokiego (5,8 proc.) oprocentowania pożyczki. Logika cięć i równoczesnej spłaty bailoutu okazuje się zatem niedoskonała.