Największy od lat przetarg w polskich siłach zbrojnych wchodzi w decydującą fazę. W finale ma być co najmniej dwóch producentów.
W kwietniu resort obrony narodowej sprecyzuje warunki techniczne przetargu na 16 samolotów szkolno-bojowych i termin składania ofert wiążących w wartym ponad miliard złotych konkursie – dowiedział się „DGP”.
Marcin Idzik, wiceminister obrony narodowej, dementuje pogłoski, że polska armia robi wszystko, by rząd kupił samoloty od Korea Aerospace Industries. Oferowane przez Koreańczyków maszyny są bowiem produkowane we współpracy z amerykańskim Lockheed Martin, od którego przed laty kupiliśmy F-16, i polscy piloci dobrze je znają. Idzik twierdzi, że nic z tych rzeczy. Zapewnia, że warunki techniczne, które MON opublikuje w kwietniu, będzie w stanie spełnić przynajmniej dwóch producentów.
– Warunki techniczne dostosują wymagania polskiej armii do możliwości światowego przemysłu zbrojeniowego. Chodzi nie tylko o to, żeby samolot wybrać w tym roku, ale też żeby doszło do tego w trybie konkurencyjnym, czyli by oferty wiążące złożyły co najmniej dwie firmy – deklaruje Marcin Idzik.
Wiceminister obrony narodowej nie chce wnikać w szczegóły techniczne. Mówi jedynie, że samolot ma pełnić nie tylko funkcje szkolne, ale również w razie potrzeby zasilić naszą armię na polu walki.
Wiadomo, że wstępne zainteresowanie przetargiem wyraziło pięć firm: brytyjski BAE Systems, koreański KAI, włoska Alenia Aeromacchi, czeskie Aero Vodochody oraz fińska Patria Aviation.
Eksperci jako pewnych kandydatów wskazują KAI oraz BAE Systems.
– Samolot T-50P Golden Eagle jest w pełni kompatybilny z polskimi zaawansowanymi myśliwcami bojowymi F-16 C/D Block 52 – zapewnia Insik Kim, wiceprezes KAI.
– Kluczowym elementem oferty BAE Systems jest samolot nowej generacji Hawk, który już wdrożyły Królewskie Siły Powietrzne RAF w Wielkiej Brytanii – odpowiada John Neilson, dyrektor komunikacji BAE Systems.
Tak duże zainteresowanie konkursem nie dziwi ekspertów. To jeden z największych od lat konkursów w polskiej armii. Zwycięzca zyska zamówienie o wartości około miliarda złotych (F-16 wraz z kosztami kredytu kosztowały 4,7 mld dol.), ale w zamian będzie też musiał zainwestować w polski przemysł.
Jak twierdzi Idzik, umowa offsetowa ma być podpisana jeszcze przed kontraktem na samolot. Tyle że eksperci zauważają, że to zbyt małe zamówienie, aby pozytywne skutki mógł odczuć również polski przemysł. Według Pawła Soroki z Polskiego Lobby Przemysłowego, pięć – sześć lat po zrealizowaniu tego zamówienia rząd powinien dokupić przynajmniej dwa razy tyle samolotów. Wtedy byłaby szansa na tzw. polonizację maszyny, czyli montaż samolotów w naszych zakładach częściowo na bazie produkowanych u nas elementów.
Ze słów Idzika wynika, że nie ma mowy o zwiększeniu zamówienia. A to dlatego że MON określa potrzeby polskiego wojska w powietrzu na 100 samolotów. 16 szkolno-bojowych samolotów ma zastąpić wycofywane obecnie z użytku SU-22 i dołączyć do 32 modernizowanych obecnie MIG- -29 oraz 48 już użytkowanych F-16.