Joanna Ciechanowicz założyła firmę Cube Centre, która jednym oferuje wirtualne biura, innym pokoje wynajmowane na godziny do pracy w realu. Zainteresowanych biznesmenów nie brakuje.
Niespełna rok temu dopiero szukała miejsca, gdzie mogłaby działać jej firma. Dziś już rozgląda się za kolejnym adresem, by oferować dodatkowe usługi. Joanna Ciechanowicz, 30-latka spod Warszawy, wpadła na pomysł, jak zarabiać pieniądze na tym, że inni też chcą je zarobić, tylko nie mają gdzie. Jednym oferuje wirtualne biura, innym pokoje wynajmowane na godziny do pracy w realu.
– Gdy zaczynałam, nikt we mnie nie wierzył. Rodzice przypominali, że geodeta, mój wyuczony zawód, to bardzo dobry fach. Znajomi reagowali podobnie, a dziś pytają, czy czasem nie potrzebuję pracownika? Choćby dla tych pytań warto było spróbować – opowiada Ciechanowicz.
Kameralny pokój, trzecie piętro nowego apartamentowca w centrum stolicy. Z okien widok na inny, jeszcze niezasiedlony apartamentowiec, pod nami ulica Piękna. To właśnie jeden z produktów Cube Centre, firmy Joanny Ciechanowicz.
Jej oferta to odpowiedź na komputeryzację, która spowodowała, że ludzie biznesu właściwie każdego kalibru dawno oderwali się od biurek i rozgościli się w wirtualnych przestrzeniach. W Stanach Zjednoczonych zjawisko to przybrało takie rozmiary, że sieć kawiarni Starbucks oprócz typowych, kawiarnianych stolików już kilka dekad temu wstawiła do swych wnętrz biurka z dostępem do sieci, by zabiegani biznesmeni mieli przyzwoite warunki do pracy także podczas porannej kawy. Europejską odpowiedzią na nowe potrzeby rynku stała się firma Regus. Wymyślił ją brytyjski przedsiębiorca Mark Dixon, który podczas podróży do Belgii zdał sobie sprawę, że jedyne miejsce do pracy dla biznesmena to hotelowy pokój, a więc jest skazany na mało komfortowe warunki. Pomyślał, że warto to zmienić i pod koniec lat 80. założył firmę oferującą dziś na całym świecie wynajmowane pokoje, sale konferencyjne i powierzchnie biurowe dla podróżujących przedsiębiorców. Oczywiście z dostępem do sieci.

Popracować w spokoju

Ambicje Ciechanowicz aż tak daleko nie sięgają, ale gdy planowała otwarcie swojego biura, odwiedziła stołeczny oddział Regusa i podpatrzyła, jak funkcjonuje podobny interes. Nie myślała o takim rozmachu, projektując biznes. Szukała raczej niszy i zmodyfikowała nieco ofertę, kierując ją nie tyle do podróżujących, co oszczędzających i początkujących przedsiębiorców. Proponuje im prestiżowy adres i niewielkie, atrakcyjne pomieszczenia, które wynajęła od właściciela apartamentowca. Konkuruje też jakością usług: sama przyjmuje klientów, podaje im kawę, zapewnia spokojne warunki pracy. Rywalizuje z innymi ceną – wynajęcie biura na godzinę to zaledwie 35 zł, w pakiecie 20- albo 40-godzinnym wychodzi jeszcze taniej.
Pomysł na firmę przyszedł jej do głowy, gdy pracowała w obsłudze Akademickiego Inkubatora Przedsiębiorczości na Politechnice Warszawskiej, gdzie studenci i absolwenci próbują sił we własnym biznesie. AIP zapewnia im obsługę prawno-księgową oraz lokal, więc młodzi biznesmeni nie muszą zaprzątać sobie głowy papierkową robotą i mogą zająć się wyłącznie rozwijaniem interesów. – Patrzyłam na nich i zastanawiałam się, gdzie się podzieją, jak opuszczą inkubator – wspomina Ciechanowicz.
Obliczyła, że firma startująca na rynku musi płacić przynajmniej 2 tys. zł miesięcznie za niewielkie 20 mkw. w centrum stolicy. Biuro otwarte przez cały dzień potrzebuje dodatkowego pracownika, który będzie w nim urzędował. To kolejny koszt, a przecież zyski na początku działalności są zwykle niewielkie. – Po co im biura otwarte okrągły miesiąc – myślała Ciechanowicz – skoro mogą wynająć na godzinę, dwie, trzy, raz w tygodniu, raz na trzy tygodnie? I płacą za nie tylko wtedy, kiedy realnie z nich korzystają. Kiedy spotykają się z kontrahentem. Albo muszą w spokoju popracować, a nie mają gdzie. Kiedy muszą podpisać umowę i szukają dyskretnego kąta. Kiedy chcą zrobić dobre wrażenie na rozmówcy i pokazać, że są poważnym partnerem. Zamiast rozmowy w kawiarni lepiej wynająć cichy pokój biurowy.



Teraz, po roku działalności, już wie, że to oferta atrakcyjna nie tyle dla początkujących firm, bo te i tak nie korzystają z biura. Pokoi na godzinę szukają za to pilnie firmy rekrutacyjne, by na neutralnym gruncie przeprowadzić rozmowy z kandydatami szukającymi pracy, spółki działające poza Warszawą (tu mogą spotkać się z klientem), firmy mające siedziby na obrzeżach Warszawy (a klientowi nie chce się jechać tak daleko). Spore zainteresowanie wykazują też ci, którzy na co dzień pracują w domach, ale potrzebują kilku godzin w tygodniu spokoju i ciszy, bez domowego harmidru.
Popyt – choć konkurencja nie jest mała – okazał się wystarczający, by nie tylko zarobić, ale też myśleć o nowych powierzchniach. Ciechanowicz ma już na oku kolejną przestrzeń, którą chce zaadaptować na salę konferencyjną, bo klienci zgłaszają takie zapotrzebowanie. – Ale tak naprawdę marzy mi się wynajęcie całego piętra. No i myślę też, że w przyszłości można by otworzyć biura w kolejnych miastach – planuje właścicielka Cube Centre.
Po studiach pracowała przez pięć lat w spółce geodezyjnej, ale praca była i nudna, i słabo płatna. – Jak sobie wyobrażałam, że całe życie spędzę przed komputerem, odechciewało mi się wszystkiego – opowiada. Zaczęła studiować drugi kierunek: wycenę nieruchomości, i próbowała sił w banku jako rzeczoznawca majątkowy. Przyszedł jednak kryzys, liczba umów kredytowych drastycznie spadła, więc straciła pracę. Jedyny dział w banku, jaki wtedy szukał chętnych, to windykacja – zaczęła więc dzwonić do klientów i przypominać o zaległych należnościach. Ośmiogodzinną pracę ze ściśle wyliczoną przerwą na kawę i toaletę, wypełnioną pomstowaniem dłużników na bank, uznała jednak za mało ekscytującą i porzuciła na rzecz własnego interesu.

Prestiżowa lokalizacja

Wynajem pokoi okazał się stresującym zajęciem, bo jednym z atutów jej firmy jest elastyczność, czyli możliwość zarezerwowania pokoju bez żadnych zobowiązań. Zdarza się więc, że klienci dzwonią, by zabukować biuro na kilka godzin następnego dnia, a nazajutrz przepraszają, że jednak nie przyjadą, a czasem nawet nie dzwonią w ogóle. Ciechanowicz mniej to stresuje, bo drugie źródło zysków Cube Centre to wynajmowanie adresu, czyli prowadzenie wirtualnego biura.
To jeszcze bardziej niezwykły pomysł, który firma reklamuje hasłem: „Z nami możesz prowadzić biuro w samym centrum Warszawy, a obsługiwać je z każdego innego miejsca na świecie”. Wygląda to tak: z zainteresowaną firmą podpisuje umowę o korzystaniu z adresu przy ul. Pięknej, co oznacza prawo do zarejestrowania tam swej siedziby (na potrzeby Krajowego Rejestru Sądowego, urzędu skarbowego, urzędu gminy). Tam też nadchodzi korespondencja, którą Ciechanowicz gromadzi i przechowuje, a na życzenie skanuje, przesyła e-mailem lub dostarcza przez kuriera pod wskazany adres. Kolejnym atutem jest stacjonarna linia telefoniczna z warszawskim numerem kierunkowym, co pozwala przekierować rozmówcę na inny numer telefonu na całym świecie. Oprócz niewątpliwych korzyści materialnych (firma nie musi mieć w tej sytuacji żadnej innej siedziby) takie rozwiązanie ma też inne zalety – na wizytówce można wpisać prestiżowy adres z centrum miasta. Z tego rozwiązania korzysta już kilkadziesiąt firm.
Doświadczeni biznesmeni z zaciekawieniem przyglądają się nowemu zjawisku na rynku. – Biura na godziny? Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim. Na świecie to rozwiązania popularne przede wszystkim wśród podróżujących biznesmenów – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan. Ale nie dziwi się niczemu. – Wygląda to na dobry sposób optymalizacji kosztów. Tak jak wynajmowanie firmy, która pełni rolę sekretariatu i obsługuje korespondencję, jeżeli oczywiście celem nie jest wprowadzanie kogoś w błąd. Należy więc się z tego cieszyć, bo jeżeli ktoś zaczyna prowadzenie działalności od lokalu i samochodu, daleko nie zajdzie – zaznacza.