Były minister spraw zagranicznych, b. członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Dariusz Rosati o skutkach trzęsienia ziemi w Japonii na światową gospodarkę:

"Trudno określić wpływ katastrofy w Japonii na światowe rynki, na sytuację gospodarczą, bo nie znamy skali zniszczeń. Mamy bardzo zdawkowe informacje m.in. o tym, że wyłączono dwie elektrownie atomowe, zamknięto lotniska, że brakuje prądu w kilku milionach gospodarstw domowych. To ciągle nie musi się przełożyć na jakiś kataklizm gospodarczy. Musimy czekać, aż będziemy mieli więcej informacji co do skali szkód, które zostały wywołane.

Japonia jest dość dobrze przygotowana do trzęsień ziemi i tego typu zjawisk - zarówno od strony funkcjonowania wszelkiego rodzaju służb, instytucji, ale także od strony infrastruktury. To jest kraj, który przewiduje, że budynki, drogi, mosty mogą być poddane trzęsieniom ziemi. W tej chwili jest jeszcze za wcześnie, by ocenić skalę szkód, a w związku z tym, wpływ tego na rynki.

"Pierwsza reakcja rynków może być negatywna"

Z całą pewnością pierwsza reakcja rynków może być negatywna właśnie dlatego, że jest duża niepewność. Niemniej jednak nie oczekuję zasadniczej, bardzo silnej reakcji, jeśli chodzi o rynki międzynarodowe. Japonia nie jest dostawcą kluczowych surowców, to jest raczej rynek zbytu. Jeśli chodzi o dostawy, to są sprzęty inwestycyjne, elektronika, samochody. Te produkty mogą być w bardzo prosty sposób uzupełnione na rynku światowym, gdyby zaszła taka potrzeba.

Proponuję poczekać na ocenę skali zniszczeń. Na podstawie tego co wiemy, czyli bardzo fragmentarycznej wiedzy, nie należy wpadać w panikę i nie należy przypuszczać, że to wydarzenie będzie miało jakieś apokaliptyczne rozmiary.

Informacje o sytuacji w Japonii będą napływać stopniowo. Prawdopodobnie pod koniec dnia w Japonii będziemy wiedzieli więcej, co uległo zniszczeniu, jakiego typu infrastruktura i które zakłady produkcyjne są wyłączone, jakie są szkody w ludziach. Na bardziej dokładne oszacowania trzeba będzie poczekać co najmniej kilka dni".