Nowy premier Enda Kenny będzie jutro przekonywał Unię do obniżenia oprocentowania bailoutu. Irlandczycy argumentują, że za załamanie finansowe w ich kraju odpowiedzialni są nie tylko oni sami, lecz także brytyjskie, niemieckie i francuskie banki.
Enda Kenny rozpoczął wczoraj swoją „mission impossible”. Lider centroprawicowej partii Fine Gael, która wygrała lutowe wybory parlamentarne w Irlandii, został oficjalnie zaprzysiężony na stanowisku premiera. I o ile jego rząd nie będzie miał problemu z przeforsowywaniem ustaw przez parlament, to dużo trudniej będzie mu z osiągnięciem najważniejszego celu w polityce zagranicznej – obniżeniem oprocentowania unijnej pomocy finansowej. Sprzeciwiają się temu przede wszystkim Niemcy, które w największym stopniu ją finansują.
Pierwsza batalia czeka Kenny’ego już w piątek na szczycie przywódców strefy euro, gdzie będzie przekonywał do złagodzenia warunków bailoutu.

EBC nie reagował

Pod koniec listopada Irlandia – pod presją największych krajów UE obawiających się rozszerzenia kryzysu – zwróciła się o pomoc finansową. Ale nie jest ona bezinteresowna – 85 miliardów euro, które Dublin otrzyma w ciągu trzech lat, zostało oprocentowane w wysokości 5,8.
Irlandczycy chcą renegocjacji warunków bailoutu i mają na swoją korzyść kilka argumentów. Po pierwsze, pożyczka dla Irlandii jest wyżej oprocentowana niż ta, którą pół roku temu dostała Grecja, a o ile Grecy bez przerwy strajkują przeciw oszczędnościom, mieszkańcy Zielonej Wyspy bez większych oporów zgodzili się na zaciskanie pasa.
Po drugie, argumentują, że zbyt wysokie odsetki i zbyt szybki okres spłaty mogą w ogóle uniemożliwić oddanie pieniędzy. Oszczędności, które były warunkiem udzielenia pomocy, spowodują, że irlandzki wzrost gospodarczy będzie w najbliższych trzech latach w najlepszym wypadku znikomy. W tej sytuacji odsetki staną się poważnym obciążeniem.



Na trzecią sprawę zwrócił uwagę w poniedziałkowym wystąpieniu London School of Economics były premier Irlandii z ramienia Fine Gael, John Bruton. Według niego największe kraje Unii – Niemcy i Francja – chcą stworzyć wrażenie, że za kryzys finansów publicznych Irlandii odpowiedzialna jest tylko ona sama, gdyż pozwoliła sektorowi bankowemu rozrosnąć się do poziomu 300 proc. PKB. Nie kwestionuje on odpowiedzialności swojego kraju, ale zwraca uwagę, że byli też współwinni.
Choć traktat z Maastricht dał Europejskiemu Bankowi Centralnemu prawo do nadzorowania polityki monetarnej państw członkowskich i obowiązek zwracania uwagi, by nie doszło w nich do nieproporcjonalnego rozrostu sektora bankowego, EBC nie interweniował.

Niewygodne fakty

Co więcej, w sytuacji istniejącej na terenie Unii swobody przepływu kapitału trudno mówić o wyłącznej winie irlandzkich banków. Od 2000 r. ochoczo im pożyczały pieniądze instytucje finansowe z innych krajów – w tym niemieckie, francuskie czy brytyjskie – licząc na wysokie zyski z rosnących w Irlandii cen nieruchomości. – Jest tendencja w pewnych kręgach, by pomijać ten fakt i prezentować sprawę jako czysto irlandzki problem z czysto irlandzką odpowiedzialnością. Być może to niektórym zapewnia dobre samopoczucie, ale pomija to lekcję, z której powinniśmy wyciągnąć wnioski także w szerszym europejskim kontekście – mówił Bruton.
Enda Kenny, który z zawodu jest nauczycielem, już jutro będzie miał okazję przedstawić wnioski z tej lekcji Angeli Merkel.