Bezprzewodowy internet, łatwe w użyciu aplikacje to szansa dla mediów. Muszą one dostosować swoją ofertę i formę przekazu do nowych oczekiwań czytelników, widzów i słuchaczy, a jednocześnie użytkowników komórek, tabletów i komputerów.
Evan Ratliff, Nicholas Thompson i Jefferson Rabb pracowali ponad rok nad projektem, który może wytyczyć nowy kierunek dla wydawców i nadawców telewizyjnych, poszukujących sposobów zarabiania w cyfrowym świecie. Reporter „New Yorkera” i „Wired” Evan Ratliff doszedł do wniosku, że sam tekst, bez względu na to, jak ciekawą historię opowiada, to dziś za mało. Nicholas Thompson, wydawca w „New Yorkerze”, przyznał mu rację i dodał – by przykuć uwagę czytelnika, historia musi być sprzedana za pomocą wielu elementów: tekstu, dźwięku i obrazu. I tak powstał The Atavist, pierwszy cyfrowy butik wydawniczy. Co więcej, Atavist dostępny jest w formie aplikacji na iPhone’a, iPadza i iPoda, a także na czytniki Kindle i Nook. Bo za sprawą internetu i nowoczesnych technologii, smartfonów i tabletów granice między tradycyjnymi mediami się zacierają. Czytelnicy chcą wszystkich form w jednym urządzeniu.
– Tradycyjny internet to strumień informacji, w którym użytkownicy przeskakują ze strony na stronę. The Atavist to coś zupełnie innego. Jego celem jest zaangażowanie czytelnika na dłużej, a tablety i smartfony dają na to szansę. Wideo, mapy, zdjęcia wzbudzają i utrzymują zainteresowanie czytelnika – mówi „DGP” Evan Ratliff.
Historię autorstwa Ratliffa o głośnym skoku na bank i kradzieży 150 mln dol., pełną zdjęć, map, materiałów wideo i oczywiście tekstu, kupić można za 2,39 euro. Obecnie zajmuje ona drugie miejsce wśród książek kupowanych na Kindle’a.
– To aplikacja, która ratuje przyszłość dziennikarstwa, idealne połączenie zalet cyfrowych i tradycyjnych mediów – zachwyca się John Pavlus, autor biznesowego magazynu „Fast Company”.
A serwis Capital New York podkreśla, że projekt da branży medialnej klucz dostępu do następnych pokoleń konsumentów.
Według analityków The Atavist jest przykładem potwierdzającym, w jakim kierunku od niecałych trzech lat zmierza rynek mediów. Coraz więcej osób czyta, słucha, a nawet ogląda telewizję na przenośnych urządzeniach. Dla mediów to szansa na przyciągnięcie użytkowników, którzy zapłacą za dostęp do cyfrowych treści.

Klienci gotowi są płacić

Potwierdzają to badania zaprezentowane podczas niedawnego Mobile World Congress w Barcelonie przez firmę Comptel. 62 proc. użytkowników komórek jest dziś gotowych płacić za wysokiej jakości treści i aplikacje. Z kolei 61 proc. przyznało, że chce serwisów skrojonych bezpośrednio dla nich.
To możliwe dzięki specjalnym programom na smartfony i tablety. Aplikacje rozwinęły się najpierw dzięki iPhone’owi, ale później zaczęły powstawać na urządzenia przenośne takich producentów, jak: Samsung, HTC, Asus i Acer, które działają na Androidzie, systemie operacyjnym stworzonym przez Google’a. Liczba takich programów rośnie błyskawicznie. Użytkownicy samych tylko urządzeń Apple’a mogą wybierać spośród 300 tys. z nich, a w ubiegłym roku liczba ich pobrań przekroczyła 10 mld. Niektóre, jak gry, rozbudowane organizery czy kalendarze, słowniki, a także gazety czy serwisy wideo, są płatne.



Media w tablecie

Media szybko dostrzegły w tym swoją szansę na dotarcie do odbiorców, a więc także na nowe źródła zarobku.
Jako pierwsi z nowej szansy postanowili skorzystać wydawcy prasy. „Wall Street Journal”, „New York Times”, „Financial Times” uruchomiły swoje wersje na iPhone’a, a w ubiegłym roku na iPada, dotykowy tablet Apple’a. Z aplikacjami pozwalającymi na kupowanie gazet do czytania na tablecie wystartowały „Wired”, „Time”, „New Yorker”, „Vanity Fair”, a w Polsce „Wysokie Obcasy Extra”, „Newsweek”, „Polityka” i branżowy „Brief”. Rupert Murdoch, właściciel dzienników „Wall Street Journal”, „The Times” i „News of The World”, poszedł jeszcze dalej i uruchomił niedawno „The Daily”, płatny dziennik dostępny tylko dla użytkowników iPada.
Tą drogą poszli też wydawcy książek, nadawcy telewizyjni i producenci gier wideo. Amerykański serwis Hulu.com, w którym można oglądać produkcje NBC, Disneya czy News Corp., uruchomił wersję na iPada. Za 9,99 dol. użytkownik ma dostęp do filmów i seriali, także w HD. Polskie telewizje też ruszyły na tablety. Polsat dzięki Ipli pojawił się na tablecie Samsunga GalaxyTab, a wkrótce będzie dostępny na iPadzie. TVN testuje urządzenia Apple’a.
Nawet portale zmieniają swoje strategie, by przyciągnąć użytkowników komórek i tabletów. Amerykański Yahoo! uruchomił nową usługę o nazwie Livestand (określaną cyfrowym kioskiem), dzięki któremu wydawcy i nadawcy sprzedają treści jego użytkownikom.



Walka o podział zysków

W świecie mobilnego internetu walkę o uwagę użytkownika wygra nie tylko ten, kto przygotuje najciekawszą i dobrze skrojoną ofertę jak The Atavist. Kluczowy będzie też sposób płatności i podział zysków.
Wojna rozpoczęła się niedawno, gdy Apple ogłosił nowe zasady sprzedaży przekazu za pomocą AppStore. Od każdej transakcji zażyczył sobie 30 proc. Wydawcy podnieśli alarm. Do gry dołączył też Google, który zaprezentował rozwiązanie o nazwie Google One Pass, pozwalające czytelnikom na cyfrowe prenumerowanie gazet. Google chce tylko 10 proc. przychodów od każdej transakcji. Analitycy przestrzegają jednak, że stawka może jeszcze urosnąć.
Sprzymierzeńcem mediów mogą być operatorzy komórkowi. Bardzo zależy im na rozwoju rynku, ale potrzebują współpracy z dostawcami treści. – Chcemy, by użytkownicy jak najwięcej czasu spędzali w internecie za pośrednictwem smarfonów i tabletów. By tak było, musimy zapewnić im unikatową ofertę – mówił na konferencji w Barcelonie Edward Kozel, członek zarządu Deutsche Telekom, właściciela sieci Era.
Operatorzy są więc skłonni pomóc wydawcom i nadawcom w skonstruowaniu płatnych ofert, a także w dotarciu do zainteresowanych nimi użytkowników telefonów i tabletów. Ale analitycy przestrzegają, że sieci też liczą na swój udział w zyskach i mogą się domagać go podobnie jak Apple i Google.
Cyfrowa rewolucja uratuje tradycyjne media, ale też istotnie je zmieni
Internet uratuje tradycyjne media czy je pogrąży?
Uratuje, o ile to, co pozostanie w wyniku trwającej obecnie cyfrowej rewolucji, będzie można jeszcze nazywać tradycyjnymi mediami. Granice między tym, co dziś nazywamy prasą, radiem, telewizją, zacierają się. Kanałem dystrybucji treści będzie internet.
A jaka będzie rola operatorów komórkowych?
Nie będziemy tylko dostarczać narzędzi do transmisji danych, muzyki, filmów, zdjęć czy gier, ale dzięki bazie klientów i unikatowemu know-how będziemy w stanie złożyć ofertę dobraną do konkretnych potrzeb. Dobrym przykładem może być Muzodajnia.pl, mamy ofertę 1,7 mln plików muzycznych, dzięki umowie z wytwórnią Warner Bros. Jesteśmy w stanie tworzyć cały ekosystem dla klientów zainteresowanych muzyką: recenzje, bilety na koncerty.
To się opłaca?
Konsumpcja treści rośnie. Być może model przyszłości to łączenie mediów z telekomunikacją także kapitałowo, by lepiej rozkładać koszty produkcji. France Telecom kupił na przykład upadający dziennik „Le Monde”, zapewniając sobie dostęp do artykułów. Orange ma własny kanał telewizyjny. My, oprócz Muzodajni, Plusoczytelnię i portal wideo Lookr.tv. Zainteresowanie Polkomtelem ze strony Zygmunta Solorza-Żaka, które może doprowadzić do połączenia mediów z telekomunikacją, wpisuje się w ten trend.
Klienci będą chcieli płacić?
Telewizja też kiedyś była bezpłatna, a teraz popularnością cieszą się kanały płatne, ale bez reklam. Podobnie może być z innymi ofertami.
Cyfrowe treści najchętniej kupowane przez Amerykanów (dane w proc.) / DGP