Obrót bezgotówkowy Polakom kojarzy się z kartami. Faktycznie jednak korzystają z niego nie tylko, płacąc plastikami w sklepach, ale także zlecając przelewy czy korzystając z polecenia zapłaty
Najczęściej wykorzystywaną przez Polaków metodą płatności bezgotówkowych jest przelew. Tyle że banki starają się jak mogą zniechęcić klientów do wizyt w oddziale i zlecania przelewów w kasowych okienkach. Dlatego obecnie najtaniej jest dokonać przelewu w internecie. W wielu bankach polecenie przelewu – jak się to fachowo nazywa – nie kosztuje nic, jeśli zostało złożone za pośrednictwem sieci. Tak jest w przypadku rachunków internetowych na przykład w BPH czy ING. Inne instytucje pobierają za to niewielką opłatę. Na przykład 50 groszy kosztuje ona w BNP Paribas Fortis czy BZ WBK. Czasem zaś bezpłatne jest tylko kilka przelewów w miesiącu. Tymczasem za przelew zlecony w oddziale trzeba zapłacić już sporo więcej. Na przykład w Banku Millennium kosztuje to 5 zł.

Przelewy i płatności

Innym, od dawna znanym rodzajem płatności bezgotówkowych jest zlecenie stałe. Z grubsza to przelew, tyle że o ile klient zleca go raz, o tyle potem bank wykonuje go co miesiąc tego samego dnia. Podobnie jak w przypadku przelewów banki promują ten instrument płatniczy w internecie. Na przykład w PKO BP złożenie takiego zlecenia w sieci jest bezpłatne, podczas gdy dokonanie tego w oddziale lub telefonicznie kosztuje 2 zł. Dodatkowo płaci się czasem za samo wykonanie stałego zlecenia – we wspomnianym już PKO BP kosztuje to 1,5 zł.
Instrumentem podobnym do zlecenia stałego jest polecenie zapłaty. Polega to na tym, że klient wyraża zgodę, aby dostawca, np. energii, gazu, czy operator telefoniczny przesyłał do banku fakturę za usługi, który z kolei pobierze z konta określoną w rachunku sumę. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dość wygodną formą regulowania comiesięcznych płatności. Na dodatek ceny tego instrumentu w bankach też zaczynają się od 0 zł.
– Klienci są jeszcze dość konserwatywni i wolą mieć kontrolę nad środkami wychodzącymi z konta, dlatego zdecydowanie bardziej preferują wykonywanie przelewów samodzielnie – mówi Michał Sadrak z Open Finance.
Systemem, który wydaje się łączyć wygodę polecenia zapłaty z zapewnieniem klientowi pełnej kontroli nad wypływem pieniędzy z konta, jest Bilix wdrażany przez Krajową Izbę Rozliczeniową. Generalnie rzecz biorąc, działa podobnie jak polecenie zapłaty. Różnica polega tylko na tym, że pieniądze nie zostaną pobrane z konta do chwili, aż jednym kliknięciem zaaprobuje je posiadacz rachunku. Usługa ta w Polsce nie jest jeszcze bardzo popularna. Powodem jest stosunkowo niewielka liczba firm wystawiających masowo faktury, które chcą z niego korzystać.
– Wciąż niewiele firm współpracuje w ramach Biliksu, więc nie każdy rachunek można opłacić tym sposobem. Jednak lista usługodawców, którzy obsługują Bilix, rośnie – mówi Sadrak.



Karty przeróżne

Kilkanaście lat temu każdy posiadacz konta musiał wcześniej odwiedzić bank, aby wypłacić pieniądze na większe zakupy. Wprawdzie banki próbowały przekonać Polaków do korzystania z czeków, ale to narzędzie dość szybko zniknęło z rynku. To dlatego, że zostały one wyparte przez różnego rodzaju karty płatnicze. Obecnie statystycznie na każdego posiadacza konta przypada więcej niż jedna karta.
Najbardziej popularne są karty debetowe oraz kredytowe. Oba rodzaje umożliwiają zarówno wypłatę z bankomatów, jak i płacenie za produkty czy usługi. Tylko że karty debetowe umożliwiają wypłacenie czy też zapłatę kwoty równej aktualnemu stanowi środków na koncie. W przypadku kart kredytowych górną granicę stanowi przyznany przez bank limit kredytowy. Faktycznie to rodzaj kredytu, który od zwykłej pożyczki różni się tym, że bank nie pobiera odsetek od wykorzystanych przy pomocy karty środków, o ile pożyczka zostanie spłacona w określonym czasie.
– Średnia długość okresu bezodsetkowego to obecnie 54 dni – mówi Michał Sadrak.
Jeśli jednak w tym okresie klient kredytu nie spłaci, odsetki liczone są od chwili wykorzystania środków. Na dodatek banki stosują dość wysokie oprocentowanie, zbliżone obecnie do 20 proc. w skali roku. Choć ostatnio wprowadziły nową usługę umożliwiającą klientowi zaoszczędzenie części środków. Można bowiem po zapłaceniu kartą kredytową większej kwoty zadzwonić do banku i poprosić o rozłożenie spłaty kredytu w karcie na raty. Wtedy oprocentowanie takiej pożyczki jest niższe.



Ceny i opłaty

Ceny kart kształtują się różnie. Za samo wydanie kart debetowych bank nie pobiera żadnej opłaty lub nalicza do 5 zł miesięcznie. Nieco inaczej jest z kartami kredytowymi. Aby ją otrzymać, trzeba przede wszystkim posiadać określone dochody. Na przykład w BOŚ wystarczy 500 zł, w PKO Banku Polskim 600 zł, a w Aliorze 800 zł. Nieco wyższe wymagania ma Kredyt Bank. O wydanie Visy Classic mogą ubiegać się ci, którzy zarabiają miesięcznie co najmniej 1,25 tys. zł netto, a w ING 1,5 tys. zł. Im większe dochody, tym większy kredyt w karcie.
Poza tym banki też naliczają opłatę za kartę kredytową. Wysokość opłaty zależna jest m.in. od banku czy od rodzaju karty. Więcej trzeba zapłacić za złotą czy srebrną, np. za kartę Visa Flag w Kredyt Banku trzeba płacić rocznie 25 zł, a srebrna karta Visa wydana przez PKO BP kosztuje 59 zł. Banki zwalniają z części lub z całości opłat za korzystanie z plastiku, jeśli klient wykona określoną liczbę transakcji.
Banki szybko się nauczyły, że do korzystania z kart zachęcają różnego rodzaju zachęty. Wiele z nich wydaje tzw. karty co-brandowe, które dają możliwość zakupów z rabatami. Zniżki w sklepach odzieżowych dostaną posiadacze karty Impresja w Millennium czy Uniq w Polbanku. We współpracy z bankami wydają karty również sieci spożywcze, np. Tesco. Innym rodzajem kart są plastiki affinity, czyli takie, dzięki którym można wspierać organizacje dobroczynne, np. MasterCard wydawana przez Bank Millennium wraz z organizacją działającą na rzecz ratowania środowiska naturalnego, WWF.
Coraz częściej jednak banki po prostu płacą za to, że klient korzysta z karty przy zakupach. Ta usługa nazywa się money back. Osoby, które płacą kartą przy zakupach, mogą liczyć na zwrot niewielkiej części wydanych pieniędzy.
Do tej pory karty były używane przy większych zakupach, a przy mniejszych płaciło się gotówką, ale to się zaczyna zmieniać. Banki wprowadzają do oferty karty bezstykowe, które umożliwiają płatności poniżej 50 zł bez konieczności potwierdzania ich PIN-em. Przy większych kwotach używa się tej samej karty, ale wymagane jest wbicie kodu.

Komórki i karty

Na dodatek wkrótce do płatności nie trzeba będzie już używać kart. Te same mikroprocesory, które są używane przy kartach bezstykowych, można instalować np. w zegarkach czy brelokach. To ostatnie rozwiązanie wprowadza właśnie mBank.
– mPykacz, czyli brelok, dzięki któremu można dokonywać płatności zbliżeniowych, jest kartą debetową połączoną z kontem – mówi Kinga Wojciechowskiego z biura prasowego mBanku.
Innym pomysłem banków jest włożenie kart do komórek. To rozwiązanie testuje właśnie BZ WBK, a jego wprowadzenie zapowiedział też internetowy bank Inteligo.
Jednak płatności bezgotówkowe oferują nie tylko banki. Kolejne miasta wprowadzają karty miejskie, które mają przede wszystkim zastąpić bilety w płaceniu za przejazd autobusami czy tramwajami. Powoli dołączane są do nich kolejne funkcjonalności. W Warszawie np. kartą miejską można też zapłacić za parkingi.