Resort finansów szuka sposobów na zwiększenie wpływów fiskalnych. Na początek chce zahamować ucieczkę pieniędzy do rajów podatkowych. W Europie nikomu to się jeszcze nie udało.
Minister finansów Jacek Rostowski pochwalił się, że dochody budżetu były w ubiegłym roku wyższe od planowanych o miliard złotych. To niewielkie osiągnięcie, zważywszy na nadspodziewanie wysoki wzrost PKB o 3,7 proc. Dopiero w lutym dowiemy się rzeczy najważniejszej – czy udało się odwrócić tendencję spadkową we wpływach z podatków. Najwyraźniej Ministerstwo Finansów dostrzega już powagę sytuacji, bo przymierza się do walki z ucieczką do rajów podatkowych.
Rząd nie spieszy się do zalecanych przez ekonomistów ostrzejszych cięć wydatków, a wpływy z prywatyzacji i dywidend będą się szybko kurczyć. Jedynym więc skutecznym sposobem na obniżenie deficytu jest zwiększenie wpływów z podatków. Te jednak spadły w 2009 roku do 214,9 mld zł z 219,5 mld rok wcześniej. Co gorsza, mimo ożywienia w gospodarce w I połowie ubiegłego roku dochody z podatków ledwie drgnęły, i to głównie dzięki VAT. Wpływy z PIT spadły w skali roku o 6 proc., a CIT, aż o 28 proc. Minister Rostowski zapowiadał kilka miesięcy temu zdecydowaną poprawę sytuacji. Nie wierzą w to tacy eksperci jak prof. Witold Modzelewski, który wieszczy erozję systemu podatkowego w Polsce. Ukrywamy dochody. Często w rajach podatkowych.
Ministerstwo Finansów ujawniło właśnie, że chce renegocjować umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, na początek z Cyprem. To te umowy wykorzystują nasze firmy, by uciec przed skarbówką. Metody są różne. Klauzula tax sparing powoduje, że np. firma zarejestrowana na Cyprze powinna płacić 10 proc. lokalnego podatku i 9 proc. podatku w Polsce. Jednak Cypr swojej części nie pobiera. Coraz częściej polski podatnik zakłada w jednym z rajów tzw. spółkę offshore’ową, która jest pośrednikiem w transakcjach. Sprzedaje jej towary z niską marżą (nie wykazując zysku), a ta odsprzedaje je klientom już z wysoką marżą i wykazuje duży zysk, który nie trafia do naszego fiskusa. Z kolei firmy zagraniczne stosują tzw. ceny transferowe, czyli narzucają polskim spółkom córkom zawyżone stawki za usługi doradcze czy licencje, które uiszczane są na ogół spółce zarejestrowanej w raju podatkowym.
Takie sposoby unikania podatków są powszechne w całej Europie. OECD szacuje, że w rajach może leżeć nawet 11,5 bln dolarów. Walka z tym zjawiskiem jest mało skuteczna, a bardzo kosztowna. Niemieckie ministerstwo finansów w ubiegłym roku zdecydowało się nawet na desperacki krok – zakup od pracownika HSBC w Szwajcarii nielegalnie wyniesionej płyty CD z danymi 1,5 tys. Niemców ukrywających dochody za granicą.
Polska chce renegocjować umowy z państwami, które przyjmują uciekinierów. Skasować takie możliwości albo przynajmniej skłonić raje do przekazywania informacji o podatnikach. Wątpliwe, by przyniosło to skutek. Jaki bowiem interes w pójściu na rękę polskiej skarbówce miałby taki Cypr, który żyje z przyciągania zagranicznego kapitału?
Resort finansów do tej pory był w takich sprawach zdumiewająco bezczynny. Brakuje mu też ekspertów np. od cen transferowych, których trzeba słono opłacać. Jak wykazał ubiegłoroczny raport NIK, brakuje nawet komputerów i szybkich łączy. Dlatego skarbówka woli się uganiać za sklepikarzami nienabijającymi na kasy fiskalne. A prawdziwe pieniądze uciekają gdzie indziej.