Około 15 proc. produktów spożywczych nie spełnia norm jakościowych – zamiast deklarowanych na opakowaniu składników zawierają wodę.
Coraz częściej kupujemy żywność złej jakości – zwłaszcza wędliny, przetwory rybne i piwo. Producenci, by zaoszczędzić i spełnić wymagania supermarketów co do niskiej ceny, oszukują na zawartości towarów. W dodatku czują się bezkarni, gdyż średnia kara za naciąganie klientów wynosi ok. 3 tys. zł.
Według najnowszych danych Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych nieprawidłowe, jak się to fachowo nazywa, parametry fizykochemiczne miała jedna piąta zbadanych przetworów rybnych (za mało ryby w rybie), 7 proc. soków i nektarów (za dużo wody), 15 proc. wędlin (za mało mięsa w mięsie). A w jednej czwartej piw zaniżono zawartość ekstraktu słodowo-chmielowego i alkoholu. Oszukane bywa masło – w ponad 5 proc. jest za dużo wody, a za mało tłuszczu. A także produkty z mięsa drobiowego (i tu zanotowano niedostatek mięsa na korzyść wody).
Takich nadużyć dopuszczają się najczęściej firmy, które produkują na rzecz dużych super- i hipermarketów. A przyłapane na gorącym uczynku – jak P.P.H.U. Mars-Waldi, którego majonez wyborowy miał zawierać 6 proc. żółtka jaja kurzego, a w rzeczywistości miał tylko 1,9 proc., czy też W-D Sp. z o.o. Skwierzyna, którego Wieprzowina domowa do smarowania zawierała mięso z indyka – tłumaczą, że takie są wymogi rynku. A te kreują sieci handlowe, zmuszające producentów, by maksymalnie obniżali ceny. Zwłaszcza teraz, w okresie przedświątecznym.
Działa to tak: hipermarket ogłasza nieoficjalny przetarg na dostawcę np. parówek, mówiąc, że jest gotowy za nie płacić maksymalnie 4,50 zł za kg. Producenci rywalizują o kontrakt, przedstawiając oferty coraz niższe cenowo.
– Wygrywa oferta absurdalnie tania, powiedzmy 3,10 zł za kilogram. Nie muszę mówić, że jakość takich parówek jest fatalna – mówi nam Janusz Rodziewicz, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP.
Michał Sikora z Tesco polemizuje, że cena jest ważna, ale też jest granica jakości, poniżej której nie warto sieciom schodzić. Jednak zarzuty pod adresem hipermarketów potwierdza prezes Federacji Konsumentów Stanisław Maćkowiak. – Słyszałem o przypadkach, gdy hipermarket mówi do producenta wprost, że jeśli nie obniży ceny, wypadnie z rynku. Często są to ceny wręcz dumpingowe – twierdzi w rozmowie z „DGP” Maćkowiak.
Inna sprawa, że i dla producentów schodzenie z ceny kosztem jakości bywa opłacalne. Według jednego z nich obniżenie ilości ryby w puszce o 10 proc. w stosunku do tego, co jest napisane na etykiecie, pozwala mu zaoszczędzić około 30 gr na puszce. – To ma olbrzymie znaczenie przy zamówieniach dla hipermarketu, który oczekuje niskich cen, ale za to zamawia dziesiątki tysięcy konserw – mówi nam producent.
Od czasu do czasu ktoś wpada na takim procederze. Teoretycznie kary mogą być dotkliwe – od 1000 zł do nawet 10 proc. rocznych przychodów w roku poprzedzającym inspekcję. Tyle że, jak mówi główny inspektor JHARS Stanisław Kowalczyk, w pierwszym półroczu organy inspekcji JHARS wydały 291 decyzji administracyjnych nakładających kary w łącznej wysokości ponad 900 tys. zł, przy czym najwyższa wymierzona kara wyniosła ok. 60 tys. zł. Średnia to więc 3092 zł. Tyle dobrego, że ci, którzy już raz podpadli, mogą spodziewać się kolejnej kontroli.
Etykiety wprowadzające w błąd
Maciej Chmielowski
specjalista z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów
Konsument, który został wprowadzony w błąd co do składu produktu spożywczego (np. użyto nazwy „masło”, podczas gdy produkt jest mieszanką innych tłuszczów), może zawiadomić Inspekcję Handlową. Do jej kompetencji należy zarządzenie wstrzymania sprzedaży produktu do czasu poprawienia jego oznakowania albo wycofanie z obrotu, jeśli jest to konieczne ze względu na bezpieczeństwo konsumenta (np. brak informacji o składnikach alergennych). Wojewódzki inspektor inspekcji handlowej może dodatkowo nałożyć na sprzedawcę karę (od 1 tys. zł do 10 proc. ubiegłorocznego przychodu przedsiębiorcy). Ma też prawo zawiadomić Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, która może ukarać producenta.
Konsumentowi przysługuje także możliwość samodzielnego pozwania do sądu producenta lub sprzedawcy. W takim przypadku może domagać się m.in. poprawy oznakowania czy zwrotu kosztów związanych z nabyciem produktu. Co ważne, to przedsiębiorca będzie musiał udowodnić, że nie wprowadził kupującego w błąd.
Co może zrobić konsument w przypadku fałszywego oznakowania towaru:
Zawiadomić o wprowadzeniu w błąd Inspekcję Handlową, która ma prawo:
● wstrzymać sprzedaż produktu;
● wycofać towar z obrotu;
● nałożyć na sprzedawcę karę w wysokości od 1 tys. zł do 10 proc. przychodu.
Złożyć pozew do sądu przeciwko przedsiębiorcy lub sprzedawcy o:
● poprawę sposobu oznakowania;
● zwrot poniesionych kosztów nabycia towaru.