W kraju jest tak drogo, że surowiec opłaca się kupować nawet na Syberii i handlować nim w kraju. Zwiększają się obroty potentatów. Suek Polska dwa lata temu sprowadzał do kraju 1 mln ton węgla, teraz aż 2,5 mln.
Polska jest wprawdzie drugim w Europie i największym w UE producentem węgla kamiennego, jednak co roku wydobywamy go coraz mniej. I to przy rosnącym zapotrzebowaniu na to paliwo. Ponieważ polska energetyka w 90 proc. stoi na węglu, kiedy się rozwija, zużycie surowca rośnie.
Lukę między krajowym wydobyciem a rosnącymi potrzebami coraz skuteczniej wypełniają importerzy.
– Ten rok będzie rekordowy – mówi Bogdan Rogaski, prezes firmy Barter z Białegostoku, który spodziewa się nawet 1,3 mld zł przychodów, z czego 35 proc. pochodzić będzie z handlu przywożonym węglem. To blisko 470 mln zł. Reszta pochodzi z importu gazu LPG i nawozów.

Dostawy z Syberii

Barter kupuje węgiel aż na Syberii i sprzedaje w Polsce.
– To się ciągle opłaca. Polskie kopalnie oferują węgiel po cenach wyższych niż światowa średnia – mówi Bogdan Rogaski.
O ile za krajowy surowiec trzeba zapłacić średnio 300-320 zł za tonę, to rosyjski węgiel może być nawet o 30 proc. tańszy, głównie dzięki niższym kosztom wydobycia. Importerów nie rujnują również opłaty za transport, bo rosyjska kolej korzysta z tańszego, niż w Europie prądu oraz niższych stawek za korzystanie z torów.
Barter w 2009 r. wypracował blisko 26 mln zł zysku. W tym roku ma być jeszcze lepiej. W 2011 r. spółka planuje sprowadzić 2,5 mln ton węgla. Klientami Barteru są głównie gospodarstwa domowe i mniejsi odbiorcy przemysłowi, np. elektrociepłownie, gospodarstwa rolne. Spółka sprzedaje węgiel w hurcie za pośrednictwem swoich terminali w Sokółce, Małaszewiczach i regionalnych centrów dystrybucji.
Najwięcej węgla do Polski przywozi firma Suek Polska, w tym roku aż 2,5 mln ton. Kiedy zacznała na przełomie 2007/2008 r., sprowadzała go ok. 1 mln ton. W ciągu dwóch lat podwoiła import. Nic dziwnego, firma jest spółką córką giganta na rosyjskim rynku – Suek dostarcza tam 30 proc. węgla energetycznego.
Rosja to najpopularniejszy kierunek importu węgla. Kolejne to Ukraina, Kolumbia, Czechy i Kazachstan.
O zyski w handlu zagranicznym węglem w sumie bije się około 50 firm, ale wśród nich najwyżej kilkanaście to duzi gracze.
Firmy walczą o wielkie pieniądze. Wartość importowanego węgla to ok. 3,5 mld zł. Do Polski trafia rocznie 10 mln ton surowca, czyli już blisko 15 proc. polskiej produkcji. Według ekspertów za pięć lat Polska może być zmuszona do importu ok. 15 mln ton surowca. Do podziału będzie więc blisko 5,3 mld zł.
Musimy się szykować na większy import węgla.
– Polskie wydobycie nie wzrośnie, a zużycie węgla się nie zmniejszy – twierdzi Jerzy Steinhoff, były minister gospodarki.

Bruksela nie blokuje

Na drodze do zwiększenia wydobycia polskim kopalniom staje KE, która chce zablokować dofinansowanie dla kopalń. Od 2011 r. unijni urzędnicy zazwolą jedynie na dotacje na zamykanie kopalń, a nie na inwestowanie w rozwój. Już teraz Kompania Węglowa, największa spółka w branży, planuje do 2015 r. zmniejszenie produkcji o 7 mln ton węgla rocznie. To 10 proc. dzisiejszej rocznej produkcji w Polsce.
Import jest zyskowny, bo Bruksela blokuje dotowanie kopalń w Europie, a do tego nie obciąża podatkami surowca sprowadzanego spoza UE. Nic dziwnego, skoro opodatkowanie nie leży w interesie żadnego z dużych krajów UE. Spośród 27 krajów UE węgla nie importuje tylko Słowenia. Ok. 30 proc. węgla trafiającego do Europy pochodzi z Rosji.
Będzie go coraz więcej, bo rosną możliwości polskich portów. Obecnie cztery największe porty morskie mogą przeładować w imporcie ok. 14 mln ton węgla rocznie. W ciągu przyszłego roku ich potencjał ma się zwiększyć aż o 7 – 10 mln ton.
Polskie kopalnie przegrywają z konkurencją
Węgiel ze Śląska traci w rywalizacji z czarnym złotem wydobywanym w innych regionach świata. Najważniejszym powodem są znacznie wyższe koszty wydobycia paliwa w polskich kopalniach.
Co roku po węgiel trzeba zjeżdżać coraz głębiej. Niektóre szyby sięgają już nawet kilometr w głąb ziemi. Fedrowanie na tak niskich pokładach oznacza lawinowy wzrost kosztów m.in. na klimatyzację i odmetanowianie. Tymczasem węgiel rosyjski czy australijski pochodzi z kopalni odkrywkowych, które są kilkanaście razy tańsze w eksploatacji od ślaskich zakładów głębinowych. Odkładanie głębokiej restrukturyzacji w branży to grzech zaniechania, który obciąża wyniki polskich kopalni. Płace to wciąż połowa ich kosztów stałych.
Mimo to górnictwo węgla kamiennego w tym roku osiągnie zysk w wysokości około miliarda złotych. Takie są szacunki Ministerstwa Gospodarki. To dzięki lepszej koniunkturze na rynku i wzrostowi popytu na węgiel. Rewelacyjny wynik osiągnie Jastrzębska Spółka Węglowa. JSW po dziewięciu miesiącach tego roku już wypracowała 741 mln zł zysku netto.
Zagrożeniem dla rosnącego importu węgla do Polski mogą być Chiny, które już teraz pożerają blisko połowę jego światowej produkcji. To one dyktują ceny. Na ten ogromny rynek Rosjanie wchodzą coraz chętniej.