Indeks PMI pokazujący nastroje wśród polskich przedsiębiorców nieoczekiwanie wzrósł do 55,6 pkt. To najwyższy poziom od momentu wejścia Polski do Unii.
Większość ekonomistów spodziewała się spadku wskaźnika ze względu na nie najlepsze sygnały docierające z ospodarek ościennych. Głównie z niemieckiej, do której trafia ok. jednej czwartej polskiego eksportu. Tymczasem PMI wzrósł o 0,9 pkt. – z pułapu 54,7 pkt we wrześniu. Zdaniem Grzegorza Maliszewskiego, ekonomisty Banku Millennium, to dobrze wróży produkcji przemysłowej i zwiastuje utrzymanie tempa wzrostu PKB. – Z badań wynika, że produkcja rośnie dzięki zamówieniom eksportowym, ale też krajowym – mówi analityk.
Markit Economics, który na zlecenie banku HSBC wylicza PMI, zwraca uwagę na wzrosty tzw. subindeksu zaległości w produkcji. To dobra informacja. Wskazuje na wzrost wydajności firm i zbliżające się ożywienie w ich inwestycjach. Na razie firmy wolą trzymać pieniądze w bankach (wartość ich depozytów wyniosła rekordowe 166,1 mld zł we wrześniu). Jeśli jednak nie będą nadążały z obsługą zamówień, to będą musiały powiększyć bazę produkcyjną.
Na razie przedsiębiorcy stawiają na zatrudnienie. Wskaźnik, który obrazuje wzrost zatrudnienia, co prawda we wrześniu spadł, ale nadal utrzymywał się powyżej 50 pkt, które oddzielają rozwój od recesji.
– To powinno wspierać dynamikę konsumpcji prywatnej, co jest dobrą informacją dla kształtowania się popytu – mówi Maliszewski. I dodaje, że prognoza zakładająca tempo wzrostu PKB na poziomie 3,5 proc. w tym roku jest niezagrożona. A może jest nawet szansa na dodatkowe przyspieszenie.