Zamiast procesować się z biurem podróży lub linią lotniczą, reklamuj niewywiązanie się z umowy w banku. Musisz tylko spełnić jeden warunek: zapłacić za usługę kartą. Wtedy można unieważnić transakcję.
Upadło biuro podróży? Linia lotnicza? Ich klienci mają bardzo prosty sposób na odzyskanie pieniędzy, o którym, jak mówią „DGP” przedstawiciele sektora finansowego, wie zaledwie ułamek procentu Polaków. Muszą tylko spełnić jeden warunek: zapłacić za usługę kartą.
Wtedy istnieje możliwość unieważnienia transakcji. – Funkcjonujące zasady pozwalają na odwołanie transakcji, m.in. gdy usługa lub produkt nie zostały dostarczone – mówi Krzysztof Drzyzga z polskiego oddziału MasterCard Europe.

Pieniądze wracają na kartę

Takie rozwiązanie skraca drogę do odzyskiwania pieniędzy. Zamiast składać reklamację u dostawcy usługi, można złożyć ją w banku, który wystawił kartę.
– Jeśli sprzedawca rzeczywiście nie wywiązał się z umowy, a my dopełniliśmy wszelkich formalności, to otrzymamy zwrot pieniędzy – zapewnia Jakub Kiwior, dyrektor Visa Europe w Polsce.
Pieniądze nie są zwracane ze środków banku. – Ta usługa oficjalnie nazywa się charge back (obciążenie zwrotne). Akceptant, czyli operator terminalu, musi udowodnić, że usługa lub towar zostały dostarczone. Jeśli mu się to nie uda, to odpowiednia kwota wraca na rachunek karty – mówi Maciej Kossowski z Wealth Solutions.
Pieniądze są ściągane z rachunku sprzedawcy usługi, a w przypadku gdy ogłosi on bankructwo, ten koszt musi ponieść akceptant. Dotyczy to nie tylko transakcji dokonywanych w internecie. Eksperci przypominają, jak upadające linie lotnicze Air Polonia spowodowały duże problemy finansowe firmy eCard, która była właśnie akceptantem bankrutującego przewoźnika. – Pieniądze za odwołane loty bez problemu dostali ci, którzy płacili za bilety kartami, a następnie reklamowali transakcję w banku – wspomina Maciej Kossowski.
Jak szacują brytyjscy eksperci, koszt jednej tego typu procedury reklamacyjnej w banku to od 10 do 45 euro (średni – 25 euro). W Polsce szacuje się, że wynosi on od 20 do 50 zł. Nic dziwnego, że bankom, akceptantom i organizacjom płatniczym nie zależy na popularyzacji tej usługi. Obawiają się one, że reklamacji z tego tytułu może być tak dużo jak w Stanach Zjednoczonych.

Tak to się robi w Ameryce

Za oceanem klienci, którzy nie są zadowoleni z wczasów, dość często, zamiast procesować się z biurem podroży i udowadniać np., że hotel był niższej klasy, niż się umówiono, składają reklamację w banku. Ten sam mechanizm wykorzystują klienci linii lotniczych. Wzorzec amerykański może być w Polsce szybko powielony, bo zasady obowiązujące przy charge back nie wynikają z przepisów krajowych, ale z regulacji wewnętrznych organizacji płatniczych, takich jak Visa i MasterCard, czyli są identyczne jak w USA.