Albo UE zgodzi się na nasze warunki dotyczące sposobu liczenia deficytu i długu publicznego, albo zablokujemy nowy system sankcji dla krajów nadmiernie zadłużonych. W tej walce mamy ośmiu sojuszników.
Polska kontra Komisja Europejska – taki pojedynek o sposób liczenia długu emerytalnego szykuje się na najbliższym szczycie UE, który odbędzie się w najbliższy czwartek.
KE w liście do ministra finansów – na tydzień przed spotkaniem – odrzuciła nasz postulat pełnego odliczania pieniędzy przekazywanych na OFE od deficytu i długu. Mimo to premier Tusk od ustępstw wobec Polski uzależnia poparcie systemu kar dla tych państw, których deficyt przekracza 3 proc. PKB, a dług publiczny 60 proc. PKB. – Sprawa OFE i sankcji za nadmierny deficyt to dwa elementy jednego pakietu. Polska nie może być karana za to, że przeprowadziła reformę systemu emerytalnego – powiedział wiceminister finansów Ludwik Kotecki.
Aktualna pozostaje propozycja pięcioletniego okresu przejściowego, w którym polskie zobowiązania emerytalne będą częściowo odliczane. To jednak nie rowiązuje sprawy naszego zadłużenia. Jeśli nie uzyskamy od Brukseli ulg w liczeniu długu i deficytu, to przez najbliższe lata nie będziemy w stanie spełnić kryteriów z Maastricht. To oznacza wstrzymanie napływu do Polski pieniędzy z funduszu spójności.
Alternatywą jest oszczędzanie w budżecie dwudziestu miliardów rocznie. Byłoby to możliwe przy drastycznych cięciach wydatków publicznych i podniesieniu podatków. Tylko w ten sposób Polska będzie w stanie zrównoważyć transfery pieniędzy płynących do otwartych funduszy emerytalnych. – Jedna część komisji chce, żebyśmy zaciskali pasa, a druga, żebyśmy wydawali unijne pieniądze na drogi. Tak się nie da – mówi Mikołaj Dowgielewicz, wiceminister spraw zagranicznych.
– Jeśli chodzi o postulat zmiany sposobu statystycznej klasyfikacji reformy emerytalnej, KE przypomina, że regulacje w tej sprawie zostały zmienione w 2004 r., i nie widzi powodu, aby wprowadzać dalsze zmiany – powiedział „DGP” rzecznik KE Jonathan Todd. Z nieoficjalnych informacji wynika, że KE nie chce pójść na dalsze ustępstwa, bo boi się, że podobnych przywilejów zażądają inne państwa np. dla wydatków na infrastrukturę czy wojsko. A to oznaczałoby poluzowanie dopiero co wynegocjowanych propozycji zaostrzenia dyscypliny w finansach państw unijnych.