Pokażemy swoją siłę, jeśli rząd nas zlekceważy – mówią działacze. Chcą mieć wpływ na wybór inwestora. Wolą Kulczyka.
Związkowcy z Enei na razie jeszcze grzecznie pytają ministra skarbu Aleksandra Grada o przebieg negocjacji z inwestorami. Chcą wiedzieć, jakie plany mają pretendenci do przejęcia firmy i czy zamierzają zwalniać pracowników. Nie kryją, że spośród trójki chętnych – dwóch państwowych francuskich koncernów i Kulczyk Investments – woleliby tego ostatniego.
Przed weekendem do premiera Donalda Tuska napisał w tej sprawie Kazimierz Grajcarek, przewodniczący Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność”. Od piątku członkowie „Solidarności” opracowują strategię na najbliższe dni. Decyzję ogłoszą dzisiaj.
– Jest jeszcze za wcześnie, żeby decydować się na strajk. Na razie chcemy rozmawiać. Jeżeli minister nas zlekceważy, wtedy będziemy zdeterminowani i pokażemy swoją siłę – mówi „DGP” Piotr Adamski, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w grupie Enea.
Jakie środki perswazji mają w zanadrzu? Tym razem nie chcą wychodzić na ulicę. Pojawił się pomysł, by argumentem była dwudniowa absencja w pracy.

Twarde stanowisko MSP

Ministerstwo skarbu nie zamierza negocjować z inwestorami z lufą przy skroni. – Działania związków odczytujemy jako nieuprawnioną próbę wpływania na proces prywatyzacyjny – mówi Maciej Wewiór, rzecznik MSP.
Przypomina, że skarb nie mówi pracownikom, co mają zrobić z darmowymi akcjami, które dostaną. Wymaga jednak od inwestorów deklaracji wykupienia pakietu akcji pracowniczych po cenie nie niższej, niż płacili za udziały kupowane od państwa. Średnio na jednego pracownika może przypaść ok. 90 tys. zł.
– Za zamkniętymi drzwiami decyduje się los kilkutysięcznej załogi. Mamy prawo wiedzieć, co z nami będzie – mówi Piotr Adamski.
Dlatego zanim zapadnie decyzja o strajku, związki za pośrednictwem mediów skierują dzisiaj do resortu skarbu państwa pytania dotyczące prywatyzacji poznańskiej spółki.

Polski faworyt

Piotr Adamski zapewnia, że związki działające w spółce nie prowadziły rozmów z którymkolwiek z inwestorów. O Eneę stara się ich trzech. EDF i GDF Suez to francuskie koncerny kontrolowane przez rząd w Paryżu – w pierwszym ma on blisko 90 proc. udziałów, w drugim ok. 36 proc.
Z zagranicznymi potentatami konkuruje Kulczyk Investments, spółka Jana Kulczyka, która w energetyce stawia dopiero pierwsze kroki, ale ambicje ma mocarstwowe. Biznesmen chce w regionie budować silną grupę energetyczną w oparciu o polski kapitał.
Francuzi również chcą rozdawać u nas karty. Już teraz należące do nich elektrownie (EDF ma Połaniec, GDF Suez – Rybnik) produkują blisko 20 proc. wytwarzanej w Polsce energii.
Związkowcy wolą Kulczyka, bo mają do niego zaufanie. Twierdzą, że tam gdzie inwestował, firmy rozwijały się i rosło zatrudnienie.
– Widzimy istotne różnice w sposobie zarządzania przez polskiego inwestora i francuskiego. Ci drudzy nie dbają o interesy pracowników i nie są zainteresowani rozwijaniem działalności. Na jakim poziomie są inwestycje w Połańcu i Rybniku? Tam słychać tylko obietnice – mówi Piotr Adamski.
Resort skarbu ma jednak inne preferencje. O wyborze inwestora zadecyduje przede wszystkim cena zaoferowana za pakiet akcji należących do państwa. Jeszcze w tym roku do budżetu może wpłynąć z tego tytułu nawet 6 mld zł.
W ubiegły piątek pisaliśmy, że Aleksander Grad wypytuje zainteresowanych inwestorów o ich plany dotyczące Enei, ale żadne zobowiązania w umowie prywatyzacyjnej najprawdopodobniej się nie znajdą.