Dziś w Katowicach Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podpisze z Alpine Bau umowę na dokończenie przez Austriaków południowego odcinka autostrady A1.
Przedstawiciele obu stron będą musieli robić dobrą minę do złej gry, bo Austriacy z hukiem wylecieli zimą z budowy 18,3-km drogi Świerklany-Gorzyczki. W powtórzonym przetargu zalicytowali jednak najniżej i GDDKiA nie miała wyboru.
Droga ma być gotowa w kwietniu 2012 r., czyli blisko dwa lata po czasie. Generalna Dyrekcja cieszy się jednak, że inwestycję uda się ukończyć taniej. Alpine Bau chce za dokończenie kontraktu 555,65 mln zł, a zerwana umowa opiewała na ok. 1,1 mld zł. Z tego jednak blisko 370 mln zł trafiło już do kasy koncernu. Drogowcy liczą, że sąd przyzna im m.in. 40 mln euro zatrzymanych gwarancji wraz z odsetkami.
– Na realizacji kontraktu zaoszczędzimy w sumie ok. 300 mln zł – twierdzi Marcin Hadaj.
Alpine Bau wraca na budowę, ale tym razem na ostrzejszych warunkach niż poprzednio. Jak usłyszeliśmy w Generalnej Dyrekcji, Austriacy jako firma o podwyższonym ryzyku będą kontrolowani o wiele bardziej skrupulatnie. M.in. firma zobowiązana jest do bezwzględnego prowadzenia prac od godz. 6 rano do 22 godz. Codziennie ma również raportować postępy na budowie.
Skąd te warunki? – Firma notorycznie nie dotrzymywała terminów. Zaawansowanie robót powinno wynosić 85 proc., a jest na poziomie 50 proc. – tłumaczył w grudniu 2009 r. Marcin Hadaj, rzecznik dyrekcji.
Wtedy było już wiadomo, że inwestycja nie skończy się w sierpniu 2010 r. Drogowa dyrekcja nakazała więc Austriakom opuszczenie placu budowy i zażądała 40 mln euro odszkodowania. Sprawa trafiła do sądu, który na poczet odszkodowania pozwolił drogowcom zatrzymać gwarancje i wyprosił Alpine Bau za płot.
Alpine twierdziła, że rozminięcie się z harmonogramem to wina złego projektu.