ZYGMUNT SOLORZ-ŻAK - zaczynał od importu samochodów z NRD. Teraz jest magnatem telewizyjnym. Wkrótce może zostać potentatem na rynku telekomunikacyjnym.
– Najpierw dam ludziom szybki bezprzewodowy internet, a potem za jego pośrednictwem dostarczę treści – zapowiadał od jakiegoś czasu Zygmunt Solorz-Żak, właściciel m.in. telewizji Polsat. I robi to, co zapowiedział – uruchamia właśnie sieć szybkiego bezprzewodowego internetu, która pozwala na ściągięcie blisko 5 GB w nie więcej niż 5 minut. Mając odpowiedni telewizor, oglądać można program 3D prosto z serwera.
– Jeszcze dwa lata temu można było myśleć o kupowaniu w Polsacie udziałów. Dziś to już nierealne. Za dwa lata Solorz-Żak będzie jednym z dwóch hegemonów na rynku obok TP i nakryje nas wszystkich czapką – mówi jeden z menedżerów konkurencyjnej firmy medialnej. Prezes innej spółki nie kryje podziwu. – Zawsze miał biznesowego nosa i szedł własną drogą, ale ten ostatni ruch z telekomunikacją i internetem to majstersztyk – twierdzi.

Przybysz z Radomia

Gdy 1993 roku startował z Polsatem, Zygmunt Solorz-Żak nie był traktowany z takim poważaniem. Był człowiekiem z Radomia, który zajął się interesami w latach 80., zaczynając od firmy przewożącej paczki z Niemiec do Polski. Potem importował samochody z NRD i Rumunii. Nie był absolwentem prestiżowej uczelni wyższej, a raczej człowiekiem z ludu. Ale właśnie to było największym atutem, bo kiedy ruszył z Polsatem, ta cecha pozwalała mu wyczuwać oczekiwania masowej widowni. Programy takie, jak „Disco Relax”, „Na każdy temat”, „Świat według Bundych” przyciągnęły masową widownię i zbudowały silną pozycję Polsatu.
Potem przyszła pora na kolejne inwestycje. Invest-Bank, PTE Polsat, Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie Polisa-Życie, Cyfrowy Polsat. No i Elektrim. Po wejściu do tej spółki Solorz-Żak stał się stroną w batalii w Erze, którą prowadził jednocześnie z Vivendi i Deutsche Telekom.
Czarne chmury zebrały się nad biznesmenem trzy lata temu, gdy politycy zaczęli oskarżać go o współpracę z SB w latach 80. Solorz-Żak przyznawał, że podpisał dokument, ale współpracownikiem nie był.

Oszczędny darczyńca

Jest oszczędny i nie lubi trwonić pieniędzy. Denerwuje się, gdy słyszy, że na jedną konferencję prasową przyjechały trzy ekipy Polsatu jednocześnie: z „Wydarzeń”, z Polsat News i z TV Biznes. Z drugiej strony udziela się charytatywnie, finansując Fundację Polsat, sponsoruje Polsat Warsaw Open. W tenisa sam gra z zamiłowaniem.
Wie, co sprzedaje. Gdy w ubiegłym roku należący do niego Cyfrowy Polsat wprowadził do oferty szybki bezprzewodowy internet, Zygmunt Solorz-Żak testował usługę w swoim gabinecie na 15. piętrze biurowca Polsatu przy ul. Ostrobramskiej w Warszawie. Przychodzących na wywiady dziennikarzy zapraszał do biurka i demonstrował, jak działa usługa. „Ile płaci pan miesięcznie za internet? 80 zł za 4 Mb/s? To ja dam panu tyle samo za dwa razy mniejsze pieniądze”.



Choć operuje miliardami, jest ostrożny, jeśli chodzi o inżynierię finansową. Gdy w 2008 r. wiele firm poniosło straty na opcjach walutowych, Zygmunt Solorz-Żak spał spokojnie. Z opcji nie skorzystał, bo – jak mówi – nie stosuje czegoś, czego nie rozumie.

Solorz-Żak jak Murdoch

54-letni Zygmunt Solorz-Żak jest podobny do globalnego magnata medialnego Ruperta Murdocha. Obaj mają platformy satelitarne i stacje telewizyjne, obaj zawsze mieli świetne kontakty z politykami, cenią lojalność i potrafią ją nagradzać. Obaj rządzą swoimi imperiami w taki sam, niestandardowy, jak na współczesne korporacje, sposób i mają dystans do swojego majątku. Pytany przez nas, czy jego majątek stopniał w czasie kryzysu, właściciel Polsatu odpowiedział, że to nie ma znaczenia, bo liczy się sukces. Czyli? – Dla mnie najważniejsze jest udowodnienie sobie, że mogę coś osiągnąć, na przykład doprowadzić jakieś przedsięwzięcie biznesowe do końca zgodnie z planem. Pozycja na jakiejkolwiek liście najbogatszych nie ma żadnego znaczenia – mówi.