Gdyby nie pieniądze z Unii, rosnący dług i słabnące euro, polskiej gospodarce trudno byłoby utrzymać 3-proc. tempo wzrostu. Wygląda jednak na to, że w II kwartale się udało. Nieco lepiej ma być pod koniec roku.
Polska gospodarka urosła o 3,1-3,2 proc. – szacują ekonomiści przed poniedziałkową publikacją danych o PKB za II kwartał. Oznaczałoby to wynik nieco tylko lepszy niż w pierwszych trzech miesiącach roku.
Zmienia się układ czynników odpowiedzialnych za wzrost. Na początku 2010 r. były to eksport i konsumpcja. W II kwartale wzrosła rola inwestycji.
Nie ma dużych szans na utrzymanie dynamiki konsumpcji prywatnej z pierwszych miesięcy tego roku. W I kwartale mieliśmy jej wzrost o 2,2 proc. – co zresztą zaskoczyło wielu analityków. Tym razem dynamika wyraźnie spadnie poniżej 2 proc., na co wskazują nie najlepsze informacje o sprzedaży detalicznej za kwiecień, maj i czerwiec. Średnio sprzedaż rosła w tych miesiącach o około 3 proc. Dane z rynku pracy też nie napawały optymizmem: największy wzrost zatrudnienia zanotowano w czerwcu i wyniósł on tylko 1,1 proc. w skali roku. – Rynek pracy w Polsce ciągle sprzyja pracodawcom, nie pracownikom – mówi Marta Petka, ekonomistka Raiffeisen Banku.
To, co stracimy w konsumpcji, powinniśmy odzyskać w inwestycjach. Tu analitycy są optymistami: powtórki z I kwartału, gdy nakłady inwestycyjne spadły o 12,4 proc., już nie będzie. To dlatego, że ruszyły na nowo wydatki publiczne na budowę infrastruktury.
Za inwestycyjne przyspieszenie odpowiadają przede wszystkim samorządy. Widać to po ich rosnącym zadłużeniu: po II kwartale wynosiło już ponad 41 mld zł. W ciągu trzech miesięcy zwiększyło się o 6,5 proc. Miasta mają pieniądze z Unii Europejskiej, ale też pożyczają, żeby móc sfinansować wkład własny.
– Można zaryzykować tezę, że PKB w Polsce rośnie dzięki pieniądzom z Unii i zaciąganiu długów. Trzeci powód to dobra koniunktura w Niemczech, która generuje wzrost eksportu – mówi Dariusz Winek, ekonomista BGŻ. I rzeczywiście, w II kwartale eksport rósł jak na drożdżach. W kwietniu jego wartość liczona w euro zwiększyła się o 22,8 proc., w maju było to już 24,6 proc., w czerwcu – aż 28,6 proc. i eksport rósł szybciej niż import.
Firmy z Niemiec potrzebowały komponentów do produkcji towarów sprzedawanych poza granicami strefy euro. Niemcy korzystali z osłabienia euro, z jakim mieliśmy do czynienia w maju i czerwcu. Wspólna waluta straciła w całym II kwartale blisko 10 proc. do dolara.
Jednak tak jak boom eksportowy w Niemczech ciągnie dziś naszą gospodarkę, tak druga fala kryzysu może ją pogrążyć. – Na razie oczekuję wzrostu PKB w drugiej połowie roku rzędu 3 – 3,5 proc. Ale pogorszenie koniunktury w Europie Zachodniej to duży czynnik ryzyka dla tej prognozy. Gdyby do niego doszło, uderzyłoby to w nasz eksport – mówi Dariusz Winek.
O tym, że to od eksportu będą zależeć wyniki polskiej gospodarki w drugiej połowie roku, przekonana jest też Marta Petka. Jej zdaniem roli motoru wzrostu nie będzie w stanie przejąć konsumpcja.
– Jeśli nawet przyspieszy, to do około 2 proc. Na wyższe, 4-proc. wzrosty można liczyć dopiero pod koniec roku – mówi ekonomistka.