Najwięksi producenci taboru szynowego z Zachodu nie mogą u nas rozwinąć skrzydeł. Wygrywają z nimi rodzime firmy.
Liderem pod względem przychodów jest bydgoska Pesa. Firma może się pochwalić blisko 20-proc. udziałem w rynku szacowanym na ponad 4 mld zł rocznie. Polska firma daleko w tyle zostawia zagranicznych producentów.
Według prof. Włodzimierza Rydzkowskiego, eksperta rynku kolejowego, zagraniczni producenci, którzy od połowy lat 90. zaczęli wchodzić do Polski, przeszacowali prognozy rozwoju rynku.
– Dziesięć lat temu za pewnik brano, że najwięksi gracze na rynku, czyli spółki z Grupy PKP, zostaną zrestrukturyzowani i ich zamówienia będą stanowić o sile całej branży produkcyjnej. Tymczasem te spółki wciąż niewiele inwestują – mówi Włodimierz Rydzkowski.
Numerem jeden wśród zagranicznych koncernów obecnych w Polsce jest kanadyjski Bombardier. W czterech zakładach, zlokalizowanych w Katowicach, Łodzi, Warszawie i we Wrocławiu, światowy gigant zatrudnia w Polsce ponad 1 tys. pracowników. Karoserie do lokomotyw sprzedawanych na całym globie powstają we wrocławskim zakładzie, ale lokomotywy montowane są w zakładach zlokalizowanych we Włoszech oraz w Niemczech.
Jak przyznaje Janusz Kućmin, szef polskiego oddziału firmy, zaledwie ułamek produkcji trafia na polski rynek. Wkrótce może się to jednak zmienić. Spółka wygrała przetargi i podpisała umowy na dostawę lokomotyw dla Kolei Mazowieckich, Lotosu Kolej oraz Polmiedzi Trans.
Inne zachodnie firmy, które są obecne w Polsce, ale nie mają wielu zleceń, szukają sposobów na pozyskanie kontraktów za pomocą sztuczek. Na przykład Stadler, który kupił zakład w Siedlcach, stara się pomóc szczęściu, wywierając presję na lokalnych polityków. Szwajcarzy poinformowali ostatnio, że zlecą Fabryce Pojazdów Szynowych w Poznaniu prace związane z budową nowoczesnych pociągów elektrycznych, o ile wygrają przetarg na dostawę 22 elektrycznych zespołów trakcyjnych. Przetarg został ogłoszony przez Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego i zostanie rozstrzygnięty dopiero jesienią. Do walki o kontrakt za ok. 480 mln zł stanęło jeszcze trzech oferentów: hiszpański CAF, konsorcjum Newag i Skoda Vagonka oraz Pesa Bydgoszcz.
Branżę ratują na razie miasta, które wymieniają stare tramwaje. W ostatnich latach dominują tutaj polscy producenci, którzy właśnie na rynku tramwajów zdobywają doświadczenie niezbędne do produkowania taboru dla kolei. Dzięki kontraktom na nowe niskopodłogowe tramwaje zaczęła się rozwijać bydgoska Pesa, która w maju przysłała do Warszawy pierwszy ze 186 składów za rekordowe w polskich warunkach 1,5 mld zł. Swoją szansę widzi także Solaris, znany dotąd jedynie z produkcji autobusów.
– W przetargach najważniejsza jest cena i to właśnie dzięki niższym kosztom polskie firmy są w stanie rywalizować z zachodnią konkurencją – mówi Adrian Furgalski, dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych TOR.
To sprawia, że w nielicznych przetargach z kwitkiem odchodzą uznani na świecie potentaci, jak Niemcy, Francuzi, Hiszpanie czy Włosi.
Wkrótce jednak mogą zacząć się dla nich żniwa.
– Polska kolej musi się modernizować. Odraczany z roku na rok boom w przetargach musi w koncu wystrzelić – mówi Włodzimierz Rydzkowski.