Rządowy wieloletni plan finansowy nie opisuje rzetelnie perspektyw finansów publicznych. Wiosenna aktualizacja tego nie zmieni – choćby przez zbliżające się wybory – oceniają ekonomiści.
Plan przyjęty pod koniec lipca już się częściowo zdezaktualizował. Po pierwsze, deficyt budżetu na 2010 rok nie wyniesie 45 mld zł, tylko mniej – co już zapowiedział wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Po drugie, założenie dotyczące inflacji średniorocznej na poziomie 2 proc. też będzie trudno obronić: najniższy poziom wskaźnik wzrostu cen miał w lipcu, wyniósł on wtedy właśnie 2 proc. Ale w zgodnej opinii analityków teraz inflacja będzie już tylko rosnąć.
Ekonomiści są zdania, że inflacja w 2011 roku też będzie wyższa, niż to założył rząd w planie. Przy jego aktualizacji, do której rząd jest zobowiązany po uchwaleniu budżetu na 2011 r., czyli prawdopodobnie w marcu, trzeba będzie podwyższyć prognozę wzrostu cen z 2,3 proc. zapisanych dziś, na 2,6 – 2,9 proc.
Rządowi nie uda się też utrzymać szacunków dotyczących stopy bezrobocia. W planie zapisał spadek wskaźnika do 9,9 proc. A będzie znacznie gorzej. – Sytuacja na rynku pracy w 2011 roku będzie podobna do tegorocznej – mówi Adam Czerniak, ekonomista Invest-Banku. Według niego już po nie najlepszych danych za I kwartał rząd nie będzie miał wyjścia i podniesie prognozę stopy bezrobocia o minimum 1 pkt proc. – Na koniec 2011 roku bezrobocie może wynieść nawet 11,5 – 12 proc. – dodaje Czerniak.
Zmienione zostanie też prawdopodobnie założenie dotyczące wzrostu zatrudnienia. Rząd dziś szacuje, że zwiększy się ono o 1,9 proc. – Bardziej prawdopodobny jest wzrost rzędu 1,2 proc. – mówi Agnieszka Decewicz z Pekao.
Analitycy dodają, że zmiana prognoz makro na 2011 rok powinna oznaczać też rewizję na lata 2012 i 2013. Ale prawdopodobnie skończy się na kosmetycznych zmianach.
– Rząd przyjmie podobną zasadę jak teraz: ustali np. maksymalne pułapy deficytów budżetowych, a w ostatecznym projekcie budżetu zapisy będą bardziej optymistyczne – mówi Adam Czerniak. Agnieszka Decewicz dodaje, że nowa wersja planu może być bazą do pisania budżetu – ale tylko na rok 2012. – I to przy założeniu, że główne trendy w gospodarce się nie zmienią – dodaje Decewicz.
Nikt jednak nie łudzi się, że wiosenna aktualizacja programu pokaże realną perspektywę dla finansów publicznych na kolejne trzy lata.
– Przy tak dużej dynamice rynków, z jaką mamy do czynienia, prognozy na dwa, trzy lata do przodu są obarczone dużym błędem. Prawdopodobieństwo realizacji planu nie jest więc duże – mówi Adam Czerniak. A Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ, dodaje, że rząd nie przedstawi realnej wizji finansów publicznych – bo przed nim wybory parlamentarne.
– Plan mógłby być narzędziem, gdyby zawierał realne dane na temat planowanych deficytów i długu. To mógłby być punkt wyjścia do przeprowadzenia reform – mówi ekonomista BGŻ i dodaje, że na razie prognozy deficytów nie są realne. Ekonomista nie spodziewa się zmiany podejścia w wiosennej aktualizacji planu. Jego zdaniem na rzetelne prognozy będzie można liczyć dopiero wiosną 2012 roku – po nowym rozdaniu parlamentarnym.
– Prognozy makroekonomiczne mogą się zmieniać. Natomiast intencje w polityce gospodarczej powinny być stabilne. Doświadczenia z wyborów prezydenckich pokazują, że nie są – mówi Dariusz Winek.
Analitycy spodziewają się jeszcze jednego: w wiosennej wersji planu finansowego polski dług publiczny nadal będzie się mieścił poniżej progu 55 proc. PKB. – Rząd nie pozwoli sobie na inną prognozę – mówi Adam Czerniak.