Piwo z małych browarów to już nie tylko gratka dla koneserów. To poważny biznes, który rozwija się w zawrotnym tempie. Regionalni browarnicy chwalą się, że w ciągu roku podwoili sprzedaż.
Na razie małe browary nie mają szans w konkurencji ze światowymi gigantami. Te dysponują ogromnymi środkami na promocję o jakich one nawet nie marzą.
Bo jeśli przeciętny Polak wypija rocznie około 180 kufli piwa, to tylko około 8 z nich uwarzyli mali browarnicy. Ale ich bronią nie są ilość i cena, bo w tej konkurencji muszą przegrać. Atutem jest wyjątkowy smak.

Klucz do sukcesu

– Widoczny jest trend odwrotu od piw przemysłowych – potwierdza Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów w Polsce. – Konsument świadomie wybiera piwa regionalne, bo ich smak jest lepszy.
Branża jest wyjątkowo obiecująca, świadczy o tym choćby fakt, że złocisty trunek znów warzy browar Racibórz. Po długiej przerwie piwo rozlało się tam w ubiegłym tygodniu. – Jest trend na małe browary. To był jeden z powodów ponownego otwarcia naszego przedsiębiorstwa – przyznaje Wiesław Szuba, dyrektor Raciborza.
Najbardziej znany z małych browarów to Ciechan. Jego właściciel Marek Jakubiak niechętnie opowiada o powodzeniu, jakim cieszy się branża. – Kiedyś opowiadałem, jak sam kupiłem mały browar i ceny takich browarów poszybowały w górę. Zrobiłem piwo miodowe, które było wyjątkiem na rynku, i teraz jest osiem miodowych produkowanych przez inne browary – narzeka.
Ma na co, bo konkurencja mu rośnie. Sam kupił drugi mały browar – w Lwówku Śląskim. W niedalekim Lądku-Zdroju piwo będzie warzył wrocławski przedsiębiorca Zbigniew Binko, który kupił już zabytkowy budynek.
Lucjan Jagiełło, dyrektor browaru Jagiełło w Chełmnie, zachwala, że mali producenci warzą piwo naturalnymi metodami, z chmielem granulowanym i słodem. Dla laika to nic nie znaczy, ale piwosze wiedzą, że piwo naturalnie warzone robi się z prawdziwego chmielu, a nie z tańszego ekstraktu chmielowego, jak to robią browary przemysłowe.
– Chmiel z ekstraktu jest pozbawiony wielu składników. Powstaje z niego tępa goryczka bez rozbudowanego smaku – mówi Leszek Pudełko, browarnik amator, który od lat produkuje własne piwo domowe. Wskazuje też na inne różnice: piwo warzone tradycyjnie robi się ze słodu, produkowane masowo – z tańszego, ale gorszego w smaku syropu glukozowego. Do masowych produkcji dodaje się enzymów, które przyspieszają fermentację i ułatwiają przerób cukrów na alkohol. A na piwo warzone tradycyjnie trzeba cierpliwie czekać.
Zaletą małych browarów jest też to, że robią piwo różnorodne gatunkowo: pszeniczne, koźlaki, miodowe, a nie tylko pilsy czy mocne, jak browary masowe.

Duzi pozują na małych

Zmieniające się upodobania piwoszy dostrzegli także wielcy, bo gdy spożycie piwa w Polsce spada – w 2009 r. Polacy wypili 32,3 mln hektolitrów piwa, a w 2008 r. ponad 35 mln – to małe browary nie nadążają z produkcją. Kasztelan, który wchodzi w skład koncernu Carlsberg, promuje właśnie piwo niepasteryzowane pochodzące z małego browaru. Jako mały reklamuje się także browar Łomża. W branży oba te przykłady wywołują śmiech.
– Niepasteryzowane, które ma trzymiesięczną przydatność do spożycia – ironizuje właściciel Ciechanowa. – Może nie jest pasteryzowane, ale wyjałowione na zimno. Efekt ten sam – dodaje. Co do małej Łomży: – Browar jest obecnie w stanie wyprodukować 850 hektolitrów piwa rocznie – chwali się na swojej stronie internetowej właściciel Łomży, międzynarodowy koncern Royal Unibrew. Inne małe browary wypuszczają nieco mniej, bo około 20 – 30 hektolitrów w ciągu roku.
Browar Jagiełło Fot. Materiały prasowe / DGP
Łomża – duży, a udaje małego Fot. Andrzej Cynka/Fotorzepa / DGP
Ciechan – gigant wśród małych Fot. Andrzej Zbraniecki/East News / DGP