Brytyjska sieć Tesco, znana przede wszystkim ze sprzedaży żywności, coraz lepiej zarabia na ubraniach. Dlatego pod marką Tesco F&F mają powstawać niezależne markety odzieżowe.
Jak dowiedział się „DGP”, pierwszy sklep Tesco F&F otworzy podwoje w czeskiej Pradze. Czy Polska będzie kolejnym krajem, w którym sieć zdecyduje się oddzielić biznes spożywczy od odzieżowego? Polski oddział Tesco nie chce na razie udzielać informacji w tej sprawie. Jak tłumaczy, na razie realizowany jest pilotażowy projekt. Od jego powodzenia zależy dalszy rozwój placówek.

Marka się przyjęła

– Na miejsce debiutu wybrano Czechy ze względu na wysoką świadomość marki na tamtejszym rynku. W ten sposób firma odpowiada na potrzeby klientów – mówi Arkadiusz Frączak, PR manager marki F&F w Polsce, której produkty sprzedaje Tesco.
Idąc tym tropem, następna w kolejności powinna być Wielka Brytania. Tam bowiem ze sprzedażą roczną na poziomie ponad 1 mld funtów Tesco jest już czwartym sprzedawcą odzieży pod względem wolumenu. Jego udział w rynku jest szacowany na ponad 3 proc. Co więcej, marka F&F, którą sieć wprowadziła do sprzedaży w Polsce w 2008 r., jest w dziesiątce najpopularniejszych marek odzieżowych obok Zary czy H&M.
W Polsce udział odzieży pod markami własnymi Tesco w obrotach sieci szacowany jest na około 10 proc. W 2009 r. firma wypracowała w naszym kraju sprzedaż na poziomie 9,3 mld zł.

W Polsce trudniej

Analitycy nie są zgodni, czy to wystarczy, by marka odniosła sukces jako niezależna sieć i na naszym rynku. Część z nich jest zdania, że sprzyjać jej będzie rosnący na skutek kryzysu popyt na tanie, ale markowe ubrania. Nic dziwnego – siła nabywcza polskich konsumentów wciąż nie jest duża.
Jak wynika z raportu firmy badawczej GfK, przeciętny Polak dysponuje rocznie kwotą ok. 4,6 tys. euro, czyli 19 tys. zł. Na samą odzież i obuwie przeciętna polska rodzina jest w stanie przeznaczyć natomiast około 1,5 tys. zł rocznie. A przy tym, jak wynika z ostatnich badań przeprowadzonych przez Pentor Research International, Polacy chcą się ubierać w odzież znanych marek, ale kupowaną po atrakcyjnych cenach.
Dowodem na to, że nawet w czasach spowolnienia można zarobić na tej kategorii produktów, są takie firmy jak Redan czy NG2. Pierwsza ze spółek odnotowała w I półroczu 141,4 mln zł przychodów. To o 3 proc. więcej niż przed rokiem. Taki wynik to przede wszystkim zasługa dyskontowej sieci Textilmarket, której sprzedaż wzrosła, licząc rok do roku, o 18 proc.
Z kolei NG2, mająca 323 sklepy CCC, 48 Quazi i 288 Boti, chce w całym 2010 roku osiągnąć blisko 20-proc. dynamikę sprzedaży.
Te przykłady mogą świadczyć, że odzieżowa sieć Tesco miałaby szansę szybko zdobywać udziały w wartym ponad 26 mld zł polskim rynku tekstylnym.

Piętno marketu

Z drugiej strony, jak uważa Bianka Madej z Erste Securities Polska, Tesco może być wciąż postrzegane przez pryzmat marketu spożywczego, w którym sprzedaje się najtańszą, nie zawsze dobrej jakości odzież.
– To może się przełożyć na trudności z wynajęciem lokali w centrach handlowych, w których koncentruje się handel w naszym kraju. Szczególnie w najlepszych obiektach w dużych miastach, gdzie najlepiej jest zadebiutować z nową marką – wyjaśnia Bianka Madej.
Tym samym zdobycie klientów może być niezwykle trudne. Szczególnie że na rynku odzieżowym w segmencie ekonomicznym działa już bardzo wiele sieci. Marce F&F przyjdzie więc się zmierzyć bezpośrednio z Reserved czy H&M.
– To już są nasi konkurenci. Pozycjonujemy się z naszymi markami odzieżowymi w tym samym segmencie cenowym. Co więcej, tak jak konkurencja oferujemy już odzież dla dzieci, kobiet, mężczyzn, na każdą okazję. Obecnie raz na miesiąc wprowadzamy nowe linie produktów – mówi Arkadiusz Frączak.