Banki robią wszystko, by zniechęcić klientów do płacenia rachunków w oddziałach, bo ich utrzymanie sporo kosztuje. Ale i tak 36 proc. Polaków wciąż woli płacić za gaz, prąd czy inne media w drogich placówkach niż w internecie lub na poczcie
Ponad jedna trzecia Polaków przyznaje, że rachunki za gaz, prąd i inne media opłaca w placówkach bankowych, choć większości z nich zdarzyło się już regulować je przez internet, na poczcie lub w punktach oferujących opłacanie rachunków. Takie przywiązanie do tradycji kosztuje, ponieważ opłaty pobierane przez banki w placówkach są dużo wyższe niż za obsługę internetową lub pocztową.
Według badań TNS OBOP nie odstraszają one jednak aż 36 procent klientów.
Sprawdziliśmy oferty 29 banków. Tylko w sześciu opłaty za przelew były niższe niż na poczcie. Rekordzistą okazał się Raiffeisen Bank. Przelew zlecony w jego oddziale kosztuje 9,99 zł. – Chcemy, by do oddziałów klienci przychodzili przede wszystkim porozmawiać z doradcą o sprawach finansowych, a nie dokonywać transakcji – tłumaczy strategię Marcin Jedliński z Raiffeisen Banku.

Droga pewność

Połowa osób pytanych przez TNS OBOP, dlaczego mimo tak dużych opłat nie decydują się na płacenie rachunków gdzie indziej, odpowiada, że liczy się dla nich pewność, że zostaną one rzeczywiście zapłacone. Jako drugą przyczynę podawali możliwość szybkiego załatwienia sprawy, bez kolejek, które często spotyka się na poczcie.
Są jednak banki, którym zależy na konserwatywnych klientach niekorzystających z bankowości internetowej i przywiązanych do płacenia rachunków w oddziale. Dla takich osób mają gotową ofertę z bezpłatnymi przelewami w placówce.
– Zgodnie z naszą strategią kierujemy ją przede wszystkim do osób z małych miejscowości i z niższymi dochodami, a także emerytów i rencistów. Z naszych doświadczeń wynika, że to bardzo lojalni i wiarygodni klienci – mówi Magdalena Ossowska-Krasoń z Banku Pocztowego.
Bezpłatne przelewy w oddziale oferuje także Bank Ochrony Środowiska. W tym wypadku jednak sprawdza się zasada Miltona Friedmana, że nie ma darmowych obiadów. Co prawda przelew w oddziale BOŚ nic nie kosztuje, ale za prowadzenie rachunku osobistego klient płaci miesięcznie aż 19 zł.
– Odwrotną sytuację mamy w ING, gdzie konto jest bezpłatne, ale przelew kosztuje 9 zł – mówi Jarosław Sadowski z Expandera. Oczywiście takie opłaty dotyczą osób posiadających w banku konto. Bo jeśli chcemy zrobić przelew w banku, w którym nie mamy rachunku, będzie to albo droższe, albo wręcz niemożliwe.
W MultiBanku klient z ulicy może zrobić przelew tylko wówczas, gdy odbiorca ma konto w tym banku. W PKO BP można wysłać przelew do dowolnego banku, ale za co najmniej 10 zł. Z kolei w Pekao SA usługa taka kosztuje od 15 zł w górę.
Większość banków twierdzi, że przed dokonaniem transakcji informuje klientów o wysokości opłaty. W praktyce bywa jednak różnie. Najczęściej taka informacja jest podawana na wyraźne zapytanie klienta. Bankowcy tłumaczą, że tabela opłat i prowizji znajduje się w każdym oddziale i klienci zawsze mają możliwość zapoznania się z nią przed dokonaniem przelewu.

Internet korzystniejszy

Banki twierdzą, że nie zależy im na naciąganiu klientów i że zlecenie przelewu drogą elektroniczną jest dla nich korzystniejsze niż dokonanie transakcji w placówce. Bo zysk z takich operacji nie równoważy kosztów, jakie bank ponosi na kupno bądź wynajęcie powierzchni pod placówkę, jej wyposażenie czy zatrudnienie pracowników zajmujących się bezpośrednią obsługą klienta.
Jarosław Sadowski z Expandera tłumaczy, że nakładając wysokie opłaty, banki starają się nas zniechęcić do tej drogi kontaktu. Jak dotąd bezskutecznie.