Eksperci z domu mediowego Aegis postanowili sprawdzić, czy rosnący w siłę internet jest zagrożeniem dla telewizji jako medium reklamowego. Okazało się, że telewizja może zyskać dzięki internetowi.
Kampanie na szklanym ekranie przekładają się na znacznie większe zainteresowanie markami w sieci. To może być poważny argument dla nadawców przekonujących reklamodawców, by nie przenosili swoich budżetów reklamowych całkowicie do internetu.
Potwierdził to eksperyment z marką telewizorów Panasonic Viera. Spoty telewizyjne promujące markę emitowane były w największych stacjach między 23 kwietnia a 2 maja. Najwięcej po godzinie 18, czyli wtedy, gdy wracamy z pracy i zasiadamy przed telewizorami, a stacje najdrożej sprzedają wtedy reklamy. W reklamach nie było żadnego odniesienia do strony internetowej producenta ani zachęty, by zajrzeć do sieci.
– Chcieliśmy sprawdzić, czy mimo to widzowie zapamiętają przekaz i będą chętniej poszukiwać informacji na temat marki – tłumaczy Edward Korbel, dyrektor badań Aegis Media. Choć kampania telewizyjna zakończyła się 2 maja, w internecie żyła znacznie dłużej. Aż przez cały następny tydzień ruch na stronach internetowych producenta utrzymywał się na tak samo wysokim poziomie jak w czasie emisji telewizyjnej, a momentami był nawet wyższy. Podobnie wyglądało przełożenie na tzw. szum wokół marki, czyli dyskusje na forach, blogach czy w serwisach społecznościowych. Jeśli utrzymują się długo, a w dodatku są pozytywne, marketerzy w firmach mogą liczyć na premię. W przypadku Panasonica duży szum utrzymywał się przez cały tydzień po zakończeniu telewizyjnej kampanii.
Edward Korbel podkreśla, że w przypadku Panasonica znacznie większym źródłem szumu były profesjonalne media. – Jeśli chce się osiągnąć duże zamieszanie wokół marki, znacznie lepsze efekty gwarantują masowe media – tłumaczy Edward Korbel.
To niejedyny eksperyment Aegis Media potwierdzający, że bez starych mediów markom trudniej byłoby się przebić. Podobne wnioski przyniósł projekt iKoniec. Billboardy z takim napisem zobaczyło ponad 30 tys. warszawiaków. Zaintrygowani hasłem masowo przeszukiwali potem sieć.