Mieszkańcy największych gospodarek UE, w przeciwieństwie do Polski, popierają radykalne cięcia budżetowe. Oszczędności chce ponad dwie trzecie Niemców, Brytyjczyków i aż 84 proc. Francuzów. U nas ten odsetek wynosi tylko nieco ponad 50 proc.
Europejczycy pogodzili się z koniecznością radykalnego zmniejszenia wydatków budżetowych i osłon socjalnych. Zdecydowana większość Francuzów, Niemców, Brytyjczyków, Hiszpanów i Włochów uważa, że bez cięć nie da się przywrócić dynamizmu unijnej gospodarki – wynika z sondażu agencji Harris zamówionego przez „Financial Times”.
– Ludziom strach zajrzał w oczy. Przerazili się, że może dojść do rozpadu Unii Europejskiej, zniknięcia euro, że mogą stracić życiowe oszczędności – mówi „DGP” Simon Tilford, główny ekonomista londyńskiego Center for European Reform (CER).
Wyniki sondażu niezbicie dowodzą, że kryzys przeorał świadomość mieszkańców pięciu największych krajów UE. Aż 84 procent Francuzów popiera bowiem radykalne ograniczenie wydatków budżetowych. Niewiele mniejsze poparcie jest w Hiszpanii (71 proc.), Wielkiej Brytanii (69 proc.), Niemczech (67 proc.) i we Włoszech (61 proc.). Europejczycy, którzy przez pokolenia przywykli do życia pod osłoną państwa opiekuńczego, teraz mają podobne poglądy jak Amerykanie. W USA 73 proc. respondentów pytanych przez Harrisa uznało, że cięcia wydatków budżetowych są konieczne.
– Rządy państw Unii okazały się nadgorliwe w ochronie za wszelką cenę poziomu życia i zabezpieczeń społecznych. Ludzie wcale tego nie oczekiwali – mówi „DGP” Marco Incerti, ekspert brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).
Taką ocenę potwierdzają wyniki sondażu. Zdecydowana większość pytanych (od 68 proc. we Francji i Włoszech do 54 proc. w Wielkiej Brytanii) uważa, że błędem było wydawanie w zeszłym roku setek miliardów euro na ratowanie banków i podtrzymanie wzrostu gospodarczego za cenę zadłużenia, którego spłata zajmie dziesięciolecia.
Eksperci ostrzegają jednak, że sondaż został przeprowadzony w chwili, gdy mieszkańcy zachodniej Europy nie odczuwają jeszcze wszystkich skutków planów oszczędnościowych.
– Ludzie widzą ogólną konieczność oszczędzania, ale chcą to przeprowadzić kosztem innych, nie siebie. Właśnie dlatego dwa tygodnie temu na ulice wyszło aż dwa miliony Francuzów, aby zaprotestować przeciwko planom przesunięcia wieku emerytalnego z 60 do 62 lat – tłumaczy Tilford.



Sondaż pokazuje, że Europejczycy najchętniej ograniczyliby te wydatki, które nie wpływają bezpośrednio na ich życie. Chodzi w szczególności o pomoc zagraniczną, ale także wydatki na obronę – choć w tym przypadku wyjątkiem jest Wielka Brytania.
– Nie chodzi o próby utrzymania wielkomocarstwowej roli Londynu. W ostatnich miesiącach w Afganistanie zginęło szczególnie dużo brytyjskich żołnierzy i ludzie rozumieją, że dalsze oszczędzanie na armii jest po prostu niebezpieczne – uważa Tilford.
Przytłaczająca większość respondentów jest natomiast przeciwna ograniczeniu wydatków państwa w dwóch obszarach: ochronie zdrowia i edukacji.
– To jest podstawa państwa socjalnego, serce dobrobytu osiągniętego po wojnie. Wszelkie cięcia w tych obszarach natychmiast są odczuwalne przez miliony osób. Dlatego tu reformy będą niezwykle trudne. A to poważnie ogranicza możliwości uzdrowienia finansów publicznych, bo ochrona zdrowia, zabezpieczenia socjalne i edukacja pochłaniają od 1/3 do 2/3 wydatków budżetowych – ostrzega w rozmowie z „DGP” Antonio Misseroli, prezes brukselskiego European Policy Center.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie rola państwa zawsze była mniejsza, respondenci są nieco bardziej skłonni poświęcić część wydatków publicznych na zdrowie i edukację. Natomiast tylko 30 proc. uważa, że kryzys uzasadnia ograniczenie budżetu Pentagonu.
Związki zawodowe też chcą reform budżetu
Veronique Descaq:
sekretarz narodowy ds. ekonomicznych i ochrony społecznej największej centrali związkowej Francji CFDT
Przez dziesięciolecia jako związki zawodowe walczyliśmy o rozbudowę zabezpieczeń społecznych. Teraz jednak i my rozumiemy, że reforma jest konieczna. Tak wysoki deficyt budżetowy i dług publiczny jak obecnie są nie do utrzymania. System państwa opiekuńczego powstał w innych czasach: gdy było pełne zatrudnienie, gospodarka rozwijała się kilkakrotnie szybciej, nie było konkurencji Chin. Ludzie nie żyli też tak długo, przez co koszty systemów emerytalnych nie były tak wysokie.
Reforma musi jednak być starannie przygotowana, tak aby nie doprowadzić do jeszcze większego nasilenia kontrastów społecznych. Tu widzimy swoją rolę. Jesteśmy np. przeciwni przesunięciu wieku emerytalnego z 60 do 62 lat. Popieramy natomiast wydłużenie z 40 do 42 lub nawet 43 lat stażu pracy, który upoważniałby do wypłacania emerytur. Chodzi o to, aby robotnicy, którzy zaczynają pracę w wieku 16 – 18 lat, nie byli poszkodowani w stosunku do kadry zarządzającej, która kończy studia w wieku 26 – 28 lat.