Maleją szanse na zawarcie kontraktu gazowego z Moskwą. Rząd chce ponownie przejrzeć zapisy wynegocjowanej w marcu umowy. Nie wyklucza nawet jej renegocjowania. Powód: gaz z łupków, którego Polska może mieć gigantyczne ilości.
Renegocjowanie umowy sugerował w niedzielę premier Donald Tusk. W resorcie gospodarki, który po trwających niemal rok rozmowach z Rosjanami wynegocjował warunki nowego kontraktu, zapanowała konsternacja. – Aby renegocjować umowę, Ministerstwo Gospodarki musi mieć rządowe instrukcje, w jakim kierunku miałyby iść kolejne negocjacje. Na razie takich wytycznych nie ma – mówi nasz informator zbliżony do kręgów rządowych.

Rząd musi dać wskazówki

Niewykluczone, że pojawią się one w ciągu kilku najbliższych dni. W tym czasie ma się odbyć specjalne posiedzenie zespołu ds. bezpieczeństwa energetycznego przy Radzie Ministrów. Zespół zajmie się analizą umowy gazowej, biorąc pod uwagę prognozy, według których Polska ma duże złoża gazu łupkowego.
Według różnych szacunków możemy mieć nawet 3 bln m sześc. tego surowca. To dwieście razy więcej niż nasze roczne potrzeby.
Rząd zastanawia się teraz, czy wynegocjowane warunki parafowanego trzy miesiące temu porozumienia z Rosją są korzystne. Zakłada ono m.in. zwiększenie rocznych dostaw gazu konwencjonalnego w ramach kontraktu jamalskiego o 18 proc., z 7,5 do 10,3 mld m sześc., oraz przedłużanie umowy o 15 lat, z 2020 do 2037 roku.

Brakujące półtora miliarda

Jakie zmiany w kontrakcie rząd chciałby wprowadzić? Na razie nie wiadomo. – Prowadzone są rozmowy, które nie mogą być przedmiotem publicznej dyskusji – ucina Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki.
Jeśli do października nie podpiszemy z Gazpromem nowej umowy na dostawy większej ilości surowca, niż wynika to z obowiązującego dziś kontraktu, gazu zabraknie. Deficyt może wynieść ponad 1,5 mld m sześc. Od Rosjan w tym roku potrzebować będziemy minimum 9 mld m sześc. paliwa, tymczasem dotychczasowy kontrakt gwarantuje nam jedynie 7,5 mld m sześc. Luki tej nie zapełni gaz z łupków. – Na razie nie wydobyliśmy go nawet 1 m sześc. Bądźmy dobrej myśli, że kiedyś ten gaz będziemy pozyskiwać, jednak jest to perspektywa kilkunastu lat. A gazu potrzebujemy już teraz, szczególnie w okresie jesienno-zimowym – mówi Maciej Kaliski, dyrektor departamentu ropy i gazu MG.



Podkreśla, że do momentu wydobycia gazu łupkowego musimy się zaopatrywać z tych źródeł, które mamy. Najwięcej surowca zapewnia nam kontrakt jamalski. Gaz z obecnego kontraktu wystarczy nam jednak tylko na najbliższy kwartał. – Ponieważ ostatnia zima była bardzo sroga, zanotowaliśmy historyczne, największe dobowe zużycie gazu. W efekcie wykorzystaliśmy i odbieramy większe ilości gazu z puli rocznej – wyjaśnia Maciej Kaliski.
Wielkości kontraktowe nie są elastyczne, nie mamy możliwości zwiększenia dostaw. – Jeśli nie podpiszemy nowej umowy, dostawy gazu mogą skończyć się już w październiku – przyznaje nasz rozmówca.

Gaz musi płynąć

Polska będzie miała sporo gazu w magazynach (mogą one pomieścić aż 1,6 mld m sześc.), ale nawet to nie wystarczy, by uniknąć kłopotów. Eksperci twierdzą, że bez gazu w rurach nie da się wypompować surowca z magazynów w takim tempie, by zaspokoić bieżące potrzeby Polski.
– Brak stosownej ilości gazu może zakłócić pracę całego systemu. Sytuacja jest więc poważna – ostrzega prof. Kaliski.
Ewentualne dodatkowe negocjacje z Moskwą potrwałyby z pewnością wiele miesięcy. Nie wiemy, czym się zakończą. Rosjanie z pewnością będą twardzi. Podczas ubiegłotygodniowego kongresu biznesowego w Cannes Aleksiej Miller, szef Gazpromu, podkreślał, że przy renegocjowaniu swoich europejskich kontraktów koncern – tam, gdzie będzie mógł – nie odpuści korzystnych dla siebie warunków. Na pewno dotyczy to takich państw jak Polska.