Polacy w ciągu mundialowego miesiąca (11 czerwca – 11 lipca) stracą na internetowych zakładach bukmacherskich od 20 do 30 mln złotych.
W zakładach offline, czyli bukmacherskich punktach naziemnych, kibice wydadzą około 8 mln złotych. W sumie w ciągu 30 dni do bukmacherskich kas najprawdopodobniej trafi więcej pieniędzy niż podczas kilku ostatnich miesięcy.

Pojawiają się nowi klienci

Mistrzostwa świata to żniwa dla bukmacherów. Obroty legalnych firm w czasie mundialu mogą przekroczyć 30 mln złotych. Średnio obroty STS, Fortuny, Betako i Toto-Mix będą o 20 – 40 proc. większe niż w tym samym okresie minionego roku. Zyski mogą przekroczyć 8 mln złotych.
– W porównaniu do czerwca zeszłego roku obroty podczas tych mistrzostw świata na pewno będą większe. Przy okazji takich imprez pojawiają się nowi klienci – mówi nam Adam Warlewski z firmy Fortuna Zakłady Bukmacherskie.
Na jeszcze większe profity liczą ci bukmacherzy internetowi, którzy według tzw. ustawy hazardowej działają u nas nielegalnie, czyli nie są w Polsce zarejestrowani ani nie płacą podatku od zakładów (polscy bukmacherzy naziemni od każdego zakładu płacą 12 proc. podatku). W sumie przychód tych firm z tytułu zakładów Polaków na mistrzostwa świata przekroczy 20 mln złotych.
– Polscy gracze nie przestraszyli się ustawy hazardowej. Nie straciliśmy wielu klientów. A teraz, podczas mundialu, liczymy na rekordowe zyski – powiedział nam przedstawiciel jednej z firm bukmacherskich zarejestrowanej w kraju uważanym za podatkowy raj.
Najlepszym okresem dla branży jest zazwyczaj jesień, gdy startują krajowe ligi, grają Liga Mistrzów i Liga Europy. Najgorszym jest lato, kiedy trwa przerwa w rozgrywkach. – Na szczęście raz na dwa lata na przełomie czerwca i lipca mamy mistrzostwa Europy lub świata. I wtedy możemy spokojnie przebrnąć przez okres letni. Są trzy mecze dziennie, spore zainteresowanie i szeroka oferta – mówi w rozmowie z „DGP” Mateusz Juroszek z firmy STS.



Obstawiamy faworytów

Polacy, w przeciwieństwie do Anglików, u bukmachera przesadnie nie ryzykują. W większości przypadków obstawiają zdecydowanego faworyta w meczu ze słabeuszem (Brazylię w spotkaniu z Koreą czy Włochów grających z Nową Zelandią). Kurs na takiego faworyta jest niski. Dlatego obstawiają kilka takich meczów na jednym kuponie. Kurs łączny jest wtedy stosunkowo wysoki, ale ryzyko również rośnie. Wystarczy, że jeden mecz zakończy się innym wynikiem, niż widnieje na zakładzie, a kupon przepada. – W krajach zachodniej Europy ludzie wolą postawić nawet 10 euro, ale na jeden mecz, w którym nie ma zdecydowanego faworyta. Polacy się rozdrabniają. Stawiają po 2, 5 złotych, ale na kilka spotkań po bardzo małym kursie – usłyszeliśmy od jednej z polskich firm.
Nieco inaczej podczas tego mundialu jest w firmach internetowych, które rozbudowały do granic możliwości ofertę zakładów na żywo. Ich klienci z chęcią stawiają spore pieniądze na tak absurdalne wydarzenia jak to, ile rzutów rożnych będzie w ciągu najbliższych 15 minut meczu. Bukmachery naziemni, którzy zgodnie z prawem nie mogą prowadzić zakładów na żywo online, w walce z rywalami internetowymi stawiają na marketing i poszerzanie swojej oferty. – Spodziewamy się w tym miesiącu większych obrotów niż zazwyczaj również dlatego, że zmieniliśmy system informatyczny i teraz mamy w ofercie blisko 70 zakładów na jeden mecz, a nie tak jak kiedyś pięć czy sześć – twierdzi Warlewski.
Niektóre firmy na czas mistrzów wydłużają godziny otwarcia swoich punktów. – Poza tym organizujemy konkursy dla członków klubu lojalnościowego STS i pokazy meczów na żywo – mówi Juroszek.
Jednak jego zdaniem obroty polskich bukmacherów podczas mundialu w RPA, choć stosunkowo wysokie, i tak będą mniejsze niż podczas Euro 2008. Klienci wybierają bowiem internet, gdzie nie trzeba płacić podatków.