Unijne regulacje zakładają, że udział energii odnawialnych w całkowitej produkcji prądu w Unii Europejskiej ma wzrosnąć z obecnych 12 proc. do 20 proc. w 2020 roku. Polski plan jest mniej ambitny. Zakłada osiągnięcie 15 proc.
Teraz energia wytwarzana z wiatru, wody i roślin to u nas nieco ponad 3 proc.
– Na wypełnienie norm mamy jeszcze dużo czasu. Energia wiatrowa rozwija się w Polsce kapitalnie, co roku przybywa farm. Wniosków złożonych o wstępne warunki przyłączenia do systemu jest na kilkadziesiąt tysięcy megawatów mocy – mówi Jan Bury, wiceminister skarbu państwa odpowiedzialny za energetykę.

Mało czasu

Rzeczywiście firma PSE Operator, która zajmuje się przesyłem prądu, określiła już warunki przyłączenia farm wiatrowych do sieci elektroenergetycznej na 15,3 tys. MW oraz wstępnie uzgodniła kolejne ponad 30 tys. MW. Jednak w ocenie Instytutu Energii Odnawialnej wiele firm wycofa się z planów i do 2015 r. uda się zrealizować tylko co dziesiąte z planowanych przedsięwzięć.
Rządowe plany zakładają także, że w 2020 roku działać będzie już pierwsza elektrownia atomowa. Trzeba jednak wybrać zagranicznego partnera i zdobyć fundusze. Choć eksperci twierdzą, że termin uruchomienia pierwszej polskiej siłowni jądrowej jest nierealny, bo czas realizacji takiego projektu to kilkanaście lat, rząd zarzeka się, że inwestycja powstanie.
– Jesteśmy zdeterminowani, by budować elektrownię atomową – mówiła podczas Katowickiego Kongresu Gospodarczego Hanna Trojanowska, wiceminister gospodarki, pełnomocnik rządu ds. energetyki atomowej. Wspomniała jednak przy okazji o długich i drobiazgowych przygotowaniach i gigantycznych kosztach. Budowa siłowni może kosztować 9, a nawet 12 mld zł.



Jednak czarne złoto

Na razie jednak ok. 90 proc. energii elektrycznej wytwarzanej jest z węgla. Z roku na rok jednak jego udział spada.
Częściowy wpływ miało na to 2009 roku mniejsze zapotrzebowanie na energię wywołane kryzysem. Ale to nie jest jedyna przyczyna. Istotniejsze są unijne dyrektywy nakładające na Polskę obowiązek obniżenia emisji CO2.
Przyszłość węgla nie rysuje się jednak wcale w czarnych barwach. Z 11 dużych projektów budowy nowoczesnych elektrowni aż siedem ma być napędzanych właśnie węglem, jedna węglem brunatnym, a tylko trzy gazem. To dlatego, że Polska najwięcej ma właśnie „czarnego złota”. Jesteśmy drugim w Europie i największym w UE producentem węgla kamiennego.
Wielkie inwestycje w elektrownie nie są jednak wcale pewne. To dlatego, że wciąż nie wiadomo, czy nowe elektrownie będą zwolnione z obowiązku kupowania emisji CO2, czy będą musiały wydawać na ten cel miliony.
Dariusz Marzec, dyrektor w zespole ds. energii i zasobów naturalnych firmy doradczej KPMG, twierdzi, że Polska nie powinna ulegać w walce o prawo do wytwarzania energii z węgla.
– Ma to dla nas zasadnicze znaczenie. Każdy kraj wytwarza energię ze źródeł, którymi dysponuje – mówi. – Oczywiście powinno się to odbywać w oparciu o nowoczesne technologie – dodaje.

Niewydolna sieć

Barierą w rozwoju alternatywnych źródeł energii może się okazać kiepski stan polskiej sieci elektroenergetycznej i brak planów jej rozwoju. Już teraz potencjalni inwestorzy gotowi stawiać w Polsce farmy wiatrowe narzekają, że długa kolejka oczekujących na podłączenia do sieci zniechęca do lokowania nad Wisłą pieniędzy.
Dlatego znowelizowane prawo energetyczne wprowadziło obowiązek zapłaty kaucji na poczet opłaty za przyłączenie. Przedsiębiorcy planujący budowę farm wiatrowych nie mają jednak żadnej gwarancji, że dostaną warunki przyłączenia. Jeśli spotkają się z odmową z braku technicznych lub ekonomicznych warunków przyłączenia, zaliczka wróci do firmowej kasy. Ale gdy sam inwestor zrezygnuje z przedsięwzięcia – kaucja przepada.
Mimo prób narzucania Polsce coraz większych ograniczeń w emisji CO2, w polityce energetycznej Polski do 2030 r. zakłada się 60-proc. udział węgla w produkcji energii.
Pomysłem na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych bez zmniejszania wykorzystania węgla jest tzw. sekwestracja CO2, czyli technologia wychwytywania i składowania w warstwach geologicznych emitowanego przez duże zakłady przemysłowe dwutlenku węgla (CCS).
Wojciech Topolnicki, wiceprezes PGE, przekonywał niedawno, że decyzja o realizacji projektu CCS w Elektrowni Bełchatów z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu i oznacza w praktyce przedsięwzięcie, które doprowadzi do utraty przez PGE ok. 2 mld zł.