Produkcja energii oraz gazu i handel nimi, a także usługi pocztowe i kolejowe pozostają w Polsce domeną państwa. Ze szkodą dla klienta.
Pod naciskiem Unii Europejskiej wszystkie te sektory są liberalizowane. Problem w tym, że nie odczuwamy praktycznie żadnych efektów w postaci rosnącej konkurencji.
Najlepszym przykładem może być rynek energii elektrycznej. Teoretycznie o klienta rywalizuje kilkunastu dostawców, ale w praktyce ceny niewiele się od siebie różnią.

Wojna o tory

Odwrotna sytuacja miała miejsce w przewozach pasażerskich na kolei. Oddanie 16 samorządom udziałów w Przewozach Regionalnych zaowocowało otwartą konkurencją, która jednak przerodziła się w wojnę cenową PR z państwową spółką PKP Intercity. Na szkodliwej dla przewoźników niekontrolowanej rywalizacji skorzystali pasażerowie. Nie nacieszyli się jednak długo podróżami za połowę ceny sprzed pojawienia się konkurencji. Wycieńczone walką o pasażera spółki przestały regulować bieżące płatności. Część tanich pociągów wypadła z rozkładów jazdy.
To w opinii Dariusza Nachyły z Deloitte argument za tym, by na rynku kolejowym konkurencja odbywała się o rynek, zamiast na rynku. Do tego jednak potrzebne są wieloletnie przetargi ogłaszane przez zamawiających przewozy – samorządy lub resort infrastruktury.

Gaz zmonopolizowany

Nawet namiastki konkurencji nie ma na rynku gazowym. Dominuje Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Ceny paliwa ustalane są na zasadzie taryf zatwierdzanych przez Urząd Regulacji Energetyki. Jak tłumaczy Marek Woszczyk, wiceprezes URE, instytucja staje w ten sposób w obronie interesów odbiorców gazu, zastępując wolnorynkowe mechanizmy regulacji cen. Jednak paradoksalnie obecna konstrukcja taryfy blokuje rozwój konkurencji.
Taryfę kalkuluje się w taki sposób, że jest ona niższa od ceny droższego gazu z importu i wyższa niż tańszego gazu krajowego. Efekt: każda firma, która chciałaby konkurować z PGNiG, korzystając jedynie z importowanego gazu, nie byłaby w stanie utrzymać takiej taryfy jak monopolista.
Blokad na drodze do faktycznej demonopolizacji tego rynku w Polsce jest więcej. Chodzi m.in. o brak infrastruktury. Problemami są wykorzystany w 100 proc. system gazowy i brak komercyjnych magazynów na obowiązkowe rezerwy.
Paradoksalnie kontrolowanie cen przez państwo w niektórych przypadkach może jednak przynosić odbiorcom korzyści. Tak jest w przypadku taryf na energię elektryczna dla klientów indywidualnych (ceny dla przedsiębiorstw zostały uwolnione).



Wolność, ale ograniczona

Do największej liberalizacji doszło na rynku kolejowych przewozów towarowych. Już od 2007 roku firmy z UE mogą praktycznie bez żadnych ograniczeń jeździć po polskich torach i jeżdżą, co roku odbierając część rynku państwowemu PKP Cargo. Tutaj jednak największym hamulcem dla rozwoju rynku są ceny za dostęp do torów, kształtowane przez Urząd Transportu Kolejowego, które w Polsce należą do najwyższych w Europie.
Jeszcze inna sytuacja ma miejsce na rynku pocztowym, który zostanie otwarty w 2013 roku. Jednak konkurencja już się na nim toczy od kilku lat. Operatorzy alternatywni obeszli przepisy gwarantujące monopol Poczcie Polskiej na listy do 50 gram dzięki dołączaniu do przesyłek metalowych blaszek (by zwiększyć ciężar listów i formalnie spełniać wymogi prawne). Ceny nie poszły w dół, ale wejście na rynek konkurencji wymusiło na Poczcie Polskiej szybszą restrukturyzację i poprawę jakości usług.
Jak wynika z analizy firmy doradczej Roland Berger Strategy Consultants, całkowite otwarcie rynku pocztowego nie musi przynieść rewolucji. Wszystko dlatego, że operatorzy prywatni konkurują przede wszystkim tam, gdzie są pieniądze – czyli w miastach.