Niemcy samodzielnie walczą z kryzysem. Chcą po swojemu reformować strefę euro i wprowadzić kontrolę rynków finansowych. Jednym z pomysłów jest budowa nowej unii walutowej, złożonej z krajów prowadzących odpowiedzialną politykę fiskalną. To budzi sprzeciw innych krajów, oraz rynków - euro i giełdy lecą w dół.

Złoty nadal pikuje. Kurs euro dochodził w czwartek do 4,2 zł, a dolara – do 3,4 zł. Spadła także warszawska giełda. Podobnie było w całej Europie.

Rynek wystawia rachunek

Londyński FTSE100 spadł o 1,65 proc., niemiecki DAX stracił ponad 2 proc., a euro nie było tak słabe względem dolara od 4 lat. To efekt obaw inwestorów, że politycy strefy euro nie będą w stanie współpracować w obliczu kryzysu.

Według ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeublego kraje strefy euro, które utracą płynność finansową, powinny zostać zmuszone do restrukturyzacji. Berlin jednak również został poddany krytyce za nieskonsultowanie z EBC wprowadzenia regulacji rynkowych.

– Jeśli sytuacja się nie uspokoi, grożą nam dalsze spadki – mówi Marcin Stebakow, analityk Beskidzkiego Domu Maklerskiego. Przedłużający się stan zapaści może doprowadzić do stworzenia dwóch stref wewnątrz Eurolandu.

Europa broni się przed Niemcami
Francja, Włochy, Wielka Brytania, Holandia i Szwecja sprzeciwiły się wczoraj krucjacie Angeli Merkel przeciw „funduszom spekulacyjnym”. Podzielone są w tej sprawie nawet unijne instytucje. Szef Komisji Europejskiej Jose-Manuel Barroso popiera Berlin. Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy mówi propozycji: „nie”. Najdalej idzie niemiecki profesor ekonomii z uniwersytetu w Tybindze Joachim Starbatty. W tekście dla „New York Timesa” proponuje podzielenie strefy euro na część zdrową i tę, która nie radzi sobie z deficytem budżetowym i wypłacalnością.
– Należy zbudować nową unię walutową złożoną z krajów, które prowadzą odpowiedzialną politykę fiskalną: Niemiec, Holandii, Austrii, Finlandii, Francji – uważa Starbatty. Jego zdaniem takie rozwiązanie byłoby dobre także dla samej Grecji. Zamiast drastycznych oszczędności, załamania gospodarczego, a zapewne i bankructwa, kraj mógłby zdewaluować swoją walutę i w ten sposób znów stać się konkurencyjny.

Zakaz bez konsultacji

Już w środę niemiecki urząd regulacji rynków finansowych (BaFin) wprowadził tymczasowy zakaz zakupu bez pokrycia obligacji skarbu państwa Republiki Federalnej, jak również 10 najważniejszych banków i towarzystw ubezpieczeniowych (w tym Deutsche Banku, Allianz i Commerzbanku). To spowodowało dalszy spadek kursu euro do dolara. Inwestorzy obawiają się, że nie będą mogli sprzedawać aktywów denominowanych we wspólnej walucie.
– Żałuję, że Niemcy nie przeprowadzili w tej sprawie żadnych konsultacji z nami. W dzisiejszym, globalnym świecie jednostronne inicjatywy poszczególnych państw nie mogą być skuteczne – oświadczyła wczoraj w radiu RTL Christine Lagarde, francuska minister gospodarki i finansów. Berlin nie zamierza jednak zmieniać swoich planów.
Angela Merkel zaapelowała wczoraj o regulację rynków finansowych w skali międzynarodowej. Jej zdaniem potrzebny jest w tej sprawie „mocny sygnał”, a decyzje powinny zapaść na czerwcowym szczycie G20 w Toronto.



Zaniepokojenie rynków

Sytuacja jest bez precedensu. – Angela Merkel podjęła decyzję, aby uzyskać większość w Bundesbanku dla 750-miliardowego europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego. To pierwszy przypadek, kiedy Niemcy samodzielnie walczą z kryzysem, a nie we współpracy z innymi krajami UE. Stąd zaniepokojenie rynków – mówi w rozmowie z „DGP” Philippe Moreau Defarges, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).
Herman Van Rompuy zwołał na dziś spotkanie ministrów finansów krajów UE, aby przedyskutować zakaz handlu obligacjami bez pokrycia. Jednak na razie tylko Austria zapowiedziała, że pójdzie śladami Niemiec. Wczoraj taką możliwość oficjalnie wykluczyły zarówno Francja, jak i Wielka Brytania. A to na giełdzie w Londynie przeprowadzanych jest gros transakcji europejskich obligacjami skarbowymi.
Inne części niemieckiego planu poddania kontroli rynków finansowych znajdują większe poparcie w Unii. Na początku tego tygodnia rząd w Berlinie zapowiedział, że będzie starał się wprowadzać powszechny podatek od transakcji finansowych. Mógłby on wynieść 0,01 proc. wartości sprzedaży. Uzyskane w ten sposób środki mają pomóc w sfinansowaniu ewentualnego upadku banków i towarzystw ubezpieczeniowych. Wśród krajów UE jedynie Wielka Brytania i Szwecja są temu przeciwne.
Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaueble chce jednak pójść o wiele dalej. Zamierza m.in. zaproponować wprowadzenie przez wszystkie kraje Unii maksymalnych limitów zadłużenia, a także ustanowić kary za łamanie kryteriów z Maastricht (łącznie z odebraniem Funduszy Spójności oraz zawieszeniem prawa do głosowania w Radzie UE). To wymagałoby jednak zmiany traktatu lizbońskiego, a więc jednomyślnego poparcia wszystkich krajów UE.
Część niemieckich ekspertów uważa, że ich kraj nie powinien dłużej się przejmować zadłużonymi i mało konkurencyjnymi krajami południa Europy.