Należy skończyć z dyskusjami na temat daty przyjęcia euro przez Polskę, a przeprowadzić niezbędną reformę finansów publicznych - uważa były minister finansów, prof. Leszek Balcerowicz.

Balcerowicz powiedział podczas wtorkowego spotkania z dziennikarzami, że Polska nie może dłużej czekać z reformami finansów publicznych. Ich przeprowadzenie zmniejszy ryzyko zaburzeń, przyspieszy wzrost gospodarczy, a dzięki temu Polska stworzy sobie "pole manewru". Podkreślił, że dyskusje na temat terminu wejścia do strefy euro nie są potrzebne.

"Spieszyć się z wejściem do strefy euro, to spieszyć się z reformami. Trzeba pytać o to, kiedy zrobimy to, co i tak jest potrzebne, niezależnie od tego, czy euro mamy w najbliższej perspektywie, czy nie" - powiedział.

Dodał, że ostatnie osłabienie unijnej waluty wobec dolara nie jest argumentem przeciw przystąpieniu Polski do eurozony. "Co prawda euro ostatnio osłabiło się wobec dolara, ale złoty osłabił się wobec euro" - zaznaczył Balcerowicz.

"Polska może najwcześniej przystąpić do Europejskiej Unii Monetarnej w 2014 r."

We wtorek wiceminister finansów Dominik Radziwiłł powiedział, że Polska może najwcześniej przystąpić do Europejskiej Unii Monetarnej w roku 2014, ale 2015 jest bardziej realistyczny. Dwa tygodnie temu premier Donald Tusk powiedział, że mapa drogowa przyjęcia wspólnej europejskiej waluty nie jest obecnie priorytetem.

Z kolei w ubiegłym tygodniu wiceminister finansów i pełnomocnik rządu ds. euro Ludwik Kotecki poinformował, że obecnie wyznaczenie wiarygodnej daty wejścia do strefy euro jest niemożliwe ze względu na problemy, jakie dotknęły euroland za sprawą kryzysu fiskalnego w niektórych krajach.



Zdaniem profesora Balcerowicza, kryzys ten jest efektem systematycznego łamania zasad przyjętych przez kraje należące do "euro". Chodzi przede wszystkim o reguły dyscypliny finansowej, choć nie bez znaczenia mogło być zaproszenie do wspólnej waluty państw, które nie spełniały kryteriów z Maastricht.

"Jeżeli główni członkowie klubu (np. Niemcy) naruszają reguły, to reguł nie ma. To musiało być potraktowane jako zielone światło" - powiedział Balcerowicz.

Według niego przywódcy krajów UE i instytucji unijnych spóźnili się z reakcją na problemy Grecji. Jego zdaniem trudno zrozumieć, dlaczego Grekom odradzano zwrócenie się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

"Przez to dwa miesiące zostały stracone, co przyczyniło się do spotęgowania problemów. Nie oznacza to, że problem byłby rozwiązany, ale mogłoby to przyspieszyć jego rozwiązanie" - powiedział były minister finansów.

Jako wątpliwą ocenił decyzję EBC, że bank będzie kupował obligacje państw strefy euro, które przeżywają problemy. Jego zdaniem decyzja ta naruszyła reputację EBC, którą niełatwo będzie odzyskać.

"Grecja budzi obawy, dlatego że są większe kraje, które także mogą budzić obawy. Niektórzy inwestorzy patrzą na Hiszpanię i Portugalię. Inni dostrzegają, że włoski dług przekracza 100 proc. Na brak zaufania jest tylko jedna rada - odzyskiwać zaufanie. Tego się nie zrobi słowami, tylko przez prowadzenie odpowiedniej polityki gospodarczej" - powiedział.

Dodał, że "europejska solidarność", o której się mówi w kontekście pomocy dla Grecji, oznacza w rzeczywistości europejską solidarność z bankami francuskimi, które zainwestowały w greckie obligacje prawie 80 mld euro. "Im więcej wielkich słów, tym więcej małych interesów" - skomentował profesor.

"Potrzebne są reguły instytucjonalne"

Jego zdaniem konieczne jest stworzenie mechanizmu dyscypliny fiskalnej wewnątrz poszczególnych krajów strefy euro. Przede wszystkim potrzebne są reguły instytucjonalne, np. takie jak w Polsce. "Najlepszą częścią polskiej konstytucji jest ograniczenie długu publicznego do 60 proc." - uważa ekonomista.

Wśród koniecznych zmian w UE wymienił m.in. potrzebę ograniczenia tempa wzrostu wydatków publicznych, co proponuje np. minister finansów Jacek Rostowski. Wskazał, że należałoby też przyjąć zasadę, zgodnie z którą państwo naruszające ustalone reguły automatycznie poddawane by było sankcjom.

W ocenie profesora programy naprawcze oparte na ograniczeniu wydatków, zwłaszcza konsumpcyjnych, i zwiększaniu zatrudnienia, będą dużo skuteczniejsze od programów opartych na podwyższaniu podatków.