Zapotrzebowanie biznesu na pomoc na trudnych rynkach światowych jest duże. Kredytami i ubezpieczeniami oferowanymi w ramach nowego programu rządowego zainteresowało się 60 firm. Pomocy nie dostał jeszcze nikt.
O możliwość uzyskania kredytu z Banku Gospodarstwa Krajowego z polisą z państwowej KUKE (Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych) ubiegają się m.in. przedsiębiorcy, którzy chcą eksportować samoloty do Singapuru i Indonezji, maszyny cukrownicze na Białoruś, a nawet zjeżdżalnie wodne na Ukrainę i Białoruś. Program wspierania eksportu przyjęty został w lipcu ub. roku, a ruszył od stycznia tego roku. Na ten cel przez pięć lat ma zostać wydane ponad 6 mld złotych, które będzie dzielił Bank Gospodarstwa Krajowego.
– Pierwsze cztery umowy kredytowe wkrótce podpiszemy – chwali się „DGP” Andrzej Ślączko, dyrektor departamentu wspierania handlu zagranicznego BGK.
Mają to być dwa kredyty długoterminowe na blisko 1 mln euro i dwa krótkoterminowe na kilkaset tysięcy euro.
Rządowy program dopiero raczkuje, a przedsiębiorcy są wobec niego sceptyczni.
Niedostrzegalna pomoc
Zarzuty przedsiębiorców z BCC brzmią poważnie: niezrozumiałe, nieprzyjazne i kosztowne procedury kredytowe BGK. Brak spójnego systemu pozyskiwania ubezpieczeń kredytów eksportowych. Zbiurokratyzowanie KUKE.
Twierdzą też, że Polskie przedsiębiorstwa wolą korzystać z usług firmy Euler Hermes, która wspiera eksport niemiecki. Że szybciej niż w polskich agendach dostaną pomoc w niemieckich, brytyjskich czy francuskich placówkach w Polsce, które pomagają własnym przedsiębiorcom w poszukiwaniu dostawców.
– Przedsiębiorcy postulują budowę takiego polskiego Hermesa jako jednego z wielu elementów nowego systemu wsparcia polskiego eksportu – twierdzi Wojciech Szewko, ekspert BCC, członek Komitetu Monitorującego tej organizacji. Na razie bez skutku.
– A jak ocenia pan program, który ruszył od stycznia?
– Gdyby pani nie napisała, że ruszył, to jako przedsiębiorca aktywnie pracujący za granicą, doradzający firmom za granicą i obsługujący firmy zagraniczne w Polsce i polskie za granicą nawet bym tego nie dostrzegł – ocenia.
Rozgoryczenie przedstawicieli polskiego biznesu jest tym większe, że przez ostatnie kilkanaście lat kolejne rządy deklarowały wsparcie polskich inwestycji za granicą. A wsparcie było śladowe – obejmowało mniej niż jeden procent inwestycji poza granicami. Stwierdziła to nawet Najwyższa Izba Kontroli, która badała funkcjonowanie systemu finansowego wspierania kredytów eksportowych w latach 2006 – I połowa 2009'.
Działania pozorowane?
NIK wyliczyła, że państwowe wsparcie dotyczy zaledwie 1 procentu polskiego eksportu. W 2006 i 2007 r. BGK zawarł tylko 15 umów o objęciu dopłatami do oprocentowania kredytów eksportowych (program DOKE). Wszystkie dotyczyły stoczni. Bank gwarantował im stabilność stopy procentowej przy wziętym w innym banku kredycie. W 2008 i I połowie 2009 roku nie było już ani jednej umowy. Firmy przestały się praktycznie interesować również ubezpieczeniami z KUKE, wychodząc z założenia, że i tak ich nie dostaną.
– Agencje ubezpieczeniowe na świecie działające na zasadach podobnych do KUKE nie ubezpieczają na ogół więcej niż 2 proc. swojego eksportu – tłumaczy prezes KUKE Zygmunt Kostkiewicz.
Dyrektor Ślączko z BGK mówi z kolei o kryzysie gospodarczym na Zachodzie, który spowodował, że banki nie chciały udzielać firmom kredytów długoterminowych.
Inaczej widzą ten problem przedsiębiorcy.
– Ministerstwo Gospodarki nic nie robi. A MSZ chce coś robić, ale mu nie wychodzi – ocenia Arkadiusz Protas, wiceprezes BCC. Jego zdaniem kolejne rządy prowadziły działania pozorowane.
– Jedyne, co jest oferowane chętnie i powszechnie, to promocja, której przydatność dla przedsiębiorcy jest wątpliwa – dodaje Wojciech Szewko. Bo co przedsiębiorcom po wystawkach przy ambasadach i ulotkach o Polsce rozdawanych przez hostessy w strojach ludowych na targach, na których inni robią poważne interesy?