PZU nie wszedłby na giełdę, gdyby Zdzisław Gawlik, wiceminister skarbu, nie dogadał się wcześniej z Holendrami.
Warszawa mnie przygniata, mówi Zdzisław Gawlik. Woli od niej działkę na wsi pod Rzeszowem, na której hoduje borówki kaukaskie, czereśnie i truskawki. Ucieka na nią, kiedy tylko może.
– Każdy ma jakieś hobby, a ja w wolnych chwilach uprawiam ogródek i zajmuję się dziećmi – mówi Zdzisław Gawlik.
W drodze z Warszawy na swoją wieś często zatrzymuje się na UMCS w Lublinie lub w Wyższej Szkole Prawa i Administracji w Rzeszowie. Gawlik jest profesorem prawa i na tych dwóch uczelniach prowadzi wykłady. Praca tam – jak żartuje – daje mu poczucie, że nie zabraknie mu pieniędzy. Czy dużą satysfakcję sprawiło mu rozwiązanie konfliktu między dwoma właścicielami PZU – Skarbem Państwa i Eureko – i debiut spółki na giełdzie?
– No cóż, miło, jak czasami się uda, albo nawet ktoś pochwali, ale debiut to tylko śmietanka, którą poprzedziła ciężka robota – mówi.
Wyrwać PZU z rąk Eureko nie było łatwo.
– Gdy negocjacje były na finiszu, w pewnym momencie ktoś od Eureko przyniósł stos umów podpisywanych w przeszłości z resortem i rzucił na stół, mówiąc: „Wszyscy pana poprzednicy zgodzili się, a pan co sobie wyobraża?” – wspomina jeden z uczestników. Gawlik chwilę się zastanowił i wypalił: – To, że moi koledzy się na coś zgodzili, jest mało ważne. Być może nie wiedzieli, na co się zgadzają. A ja się na to nie zgodzę.
Rozsierdziło to nawet największych speców od prawa.
– 22 lata pracuję w zawodzie i kogoś takiego jeszcze nie spotkałem – miał powiedzieć znany prawnik Cameron Half z kancelarii Cleary Gottlieb.
Nawet nie podał Gawlikowi ręki na pożegnanie.



Gawlik przyznaje, że zawarcie kompromisu z tak wielkimi graczami dało mu prawdziwą satysfakcję. Mówi o nieprzespanych nocach, gdy negocjacje były na finiszu. Nie przejął się ostrymi słowami Camerona Halfa, gdyż uważa, że do takich ocen Eureko miało prawo.
Nie rozumie tylko jednego: dlaczego druga strona często nie chciała zaakceptować faktu, że rząd czy ministerstwo ma prawo być twardym przeciwnikiem. Gawlik zawsze uważał, że Skarb Państwa, chociaż posiada olbrzymią władzę, zbyt łatwo dawał się ogrywać. Według niego musi on działać tak jak podmiot prywatny. Przyjęcie takiej perspektywy ułatwiało mu prowadzenie gry z Eureko.
Jak twierdzą jego przyjaciele, pomogły mu także osobiste zalety: pewność siebie, jaką daje mu tytuł profesorski, i naturalna otwartość na ludzi. Ci, którzy go znają, wiedzą dobrze, że nie unika rozmów i wystąpień publicznych. Czuje się wtedy jak ryba w wodzie.
Ale na koncie ma nie tylko sukcesy. Sam przyznaje, że prywatyzacja stoczni jest dla niego jak wyrzut sumienia.
– Patrząc z perspektywy, być może trzeba było skończyć sprawę już w listopadzie 2007 r., gdy przejęliśmy resort, a stocznie były w stanie upadłości. Na siłę szukaliśmy inwestora, licząc, że wszystko jest do zrobienia – mówi.