Kalendarz wchodzenia do strefy euro nie jest priorytetem rządu, choć jest on budowany - powiedział w środę minister finansów Jacek Rostowski. Zaznaczył, że rok 2015 jest możliwy, ale do wspólnej waluty nie spieszymy się.

Minister przyznał w Radio ZET, że to lepiej, iż obecnie nie jesteśmy w strefie euro. Porównał ją do remontowanego domu. "Za te kilka lat, jak strefa euro będzie wzmocniona, pomalowana, już błyszcząca (...), będziemy mogli do niej spokojnie się wprowadzić" - podkreślił.

"Kalendarz (wchodzenia do strefy euro - PAP) budujemy, ale on nie jest priorytetem" - powiedział. Przyznał, że możliwy jest rok 2015. "Już od dłuższego czasu mówimy bardzo jasno, że do strefy euro się nie spieszymy. Trzeba umieć elastycznie reagować na różne sytuacje" - zaznaczył.

Rostowski mówił także o sporze MF z NBP o tzw. Elastyczną Linię Kredytową z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (FCL). "Myślałem, że to jest spór co do zasadności linii, co do polityki gospodarczej, a nie spór o to, która z polskich instytucji poniesie koszty (...). Mogę powiedzieć, że cieszę się, że NBP nareszcie zdaje sobie sprawę, że linia jest potrzebna" - powiedział.

We wtorek NBP poinformował w komunikacie, że może poprzeć rząd w staraniach o dostęp do FCL, jednak pod pewnym warunkiem. "Narodowy Bank Polski jest gotów poprzeć starania Rządu o uzyskanie dostępu do Elastycznej Linii Kredytowej MFW w przypadku, gdyby w ocenie Ministra Finansów wystąpiły czynniki fiskalne, mogące mieć wpływ na bilans płatniczy kraju" - napisał NBP.

Bank centralny wyjaśnił, że w takiej sytuacji NBP będzie pełnić wyłącznie funkcję agenta finansowego rządu, co będzie oznaczać, że NBP nie będzie zobowiązany do uiszczenia na rzecz Międzynarodowego Funduszu Walutowego tzw. opłaty za gotowość.

5 maja minął rok od podpisania z MFW umowy dotyczącej FCL. Zgodnie z nią Polska przez rok miała dostęp do ok. 20,58 mld dolarów, które zasilały rezerwy walutowe banku centralnego. Środki te nie były wykorzystywane. FCL przyznawany jest jedynie krajom o stabilnych fundamentach makroekonomicznych. Według NBP, koszt kredytu to ok. 182 mln zł, które obciążają wynik NBP. Bank centralny szacuje, że gdyby Polska faktycznie chciała skorzystać z linii kredytowej, to w przypadku wykorzystania 30 proc. przyznanych środków na pięć lat opłata wyniosłaby powyżej 1 mld zł, a przy wykorzystaniu 100 proc. środków - 1,4 mld zł.

W ubiegłym tygodniu minister finansów zwrócił się do p.o. prezesa NBP o podpis pod wnioskiem w sprawie przedłużenia dostępu Polski do elastycznej linii kredytowej.

Zdaniem ministra Rostowskiego "gospodarzem" linii, która wygasła 5 maja, był NBP. Zaznaczył, że kredyt chronił i będzie chronił zarówno złotego, jak i bilans płatniczy - za co jest odpowiedzialny NBP - i "swoją drogą jakieś ryzyka, które by istniały dla budżetu".

Rostowski dodał, że nad komunikatem NBP resort będzie musiał się zastanowić. Wyjaśnił jednak, że ustawa o NBP utrudnia rządowi, by budżet płacił za FCL. "Mówi jasno, że NBP pokrywa koszty związane z członkostwem w MFW, a jest ewidentne, że to jest koszt związany z członkostwem" - wyjaśnił. Podkreślił, że jeśli NBP będzie potrzebował pieniędzy z FCL, żeby bronić złotego, to on "nie będzie im wystawiał rachunku".



Pytany, czy nie obawia się ewentualnej prezydentury Jarosława Kaczyńskiego, Rostowski powiedział, że "bardzo".

"Obawiam się, że oznaczałoby to przedłużenie paraliżu ustawodawczego, z którym mieliśmy do czynienia przez ostatnie dwa i pół roku" - oświadczył minister. Jego zdaniem w obecnej sytuacji, potencjalnie dużych turbulencji w gospodarce światowej, Polska nie może sobie pozwolić na podział władzy na szczycie, jak było do tej pory.

Minister powiedział, że gdy w październiku 2008 r. zaczął się kryzys, Polska była w absolutnym pacie ustawodawczym przez półtora roku. "Wszystkie propozycje rządu były przez poprzedniego prezydenta odrzucane" - dodał Rostowski. Zaznaczył, że często pierwsza reakcja prezydenta Lecha Kaczyńskiego była pozytywna, ale potem zmieniał on stanowisko. Rostowski przypuszcza, że następowało to po rozmowach prezydenta z bratem.

Jacek Rostowski odniósł się także do problemu wyboru nowego prezesa NBP. Według ministra jest "absolutnie wykluczone", aby PO miała prezesa NBP. "Prezes NBP musi być autentycznie neutralny (...). Nie ktoś, kto był członkiem partii czy ministrem do przedwczoraj, a pojutrze jest prezesem NBP" - powiedział Rostowski.

Pytany, czy w związku z tym skreśla kandydaturę Leszka Balcerowicza, powiedział, że "nie". Zaznaczył, że Balcerowicz nie jest członkiem partii.

"Ja nie mówię, że nie może być ktoś, kto był kiedyś (członkiem partii i ministrem finansów - PAP), mimo że nie sugeruję w tej chwili bynajmniej Leszka Balcerowicza" - wyjaśnił Rostowski.

"Powiedziałem, że skreślam kogoś, kto był przedwczoraj członkiem partii, ministrem (...). Skreślam na pewno siebie i skreślam wiele innych osób. To jest nie do pomyślenia, musimy przerwać ten zaklęty krąg upartyjnienia Narodowego Banku Polskiego" - zaznaczył.

10 kwietnia w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem zginął prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek. Jego obowiązki w NBP i RPP przejął pierwszy zastępca - Piotr Wiesiołek. Pojawiły się jednak opinie konstytucjonalistów, że nie może on przewodniczyć RPP i zwoływać posiedzeń Rady, czy też brać udziału w głosowaniach, bo nie pozwala mu na to ani ustawa o NBP, ani konstytucja.