Przyjęty program pomocy finansowej dla zagrożonych państw strefy euro nie zakończy się sukcesem, jeżeli kraje te nie zreformują swoich finansów publicznych - uważają ekonomiści.

Zawarte w nocy z niedzieli na poniedziałek porozumienie przewiduje powstanie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego wartego 500 mld euro. Uwzględniając udział Międzynarodowego Funduszu Walutowego, łącznie na pomoc można będzie wydać nawet 750 mld euro. Europejski Bank Centralny zadeklarował jednocześnie, że w razie potrzeb będzie kupował obligacje państw przeżywających trudności.

Pozytywnie ustalenia oceniła ekonomistka z banku PKO BP Aleksandra Świątkowska. Według niej, trudno byłoby sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby planu pomocowego nie przyjęto. Zwróciła uwagę, że mechanizm będzie miał do dyspozycji więcej środków niż oczekiwano przed szczytem. - Zdecydowanie przewyższa skalę potrzeb pożyczkowych Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Irlandii na najbliższe trzy lata - zaznaczyła.

Zwróciła uwagę, że program ma charakter prewencyjny i jest rodzajem ubezpieczenia. - Chodzi o zabezpieczenie krajów strefy euro, gdyby miały problem z uzyskaniem finansowania z rynku. Co ważne, warunkiem otrzymania pomocy będzie wprowadzenie restrykcyjnej polityki fiskalnej - podkreśliła. Dodała, że pomoc będzie "relatywnie" kosztowna.

Świątkowska zaznaczyła, że dobrze, iż program zsynchronizowano z deklaracją EBC dotyczącą możliwości skupu obligacji w przypadku, gdy bank uzna, że jakiś rynek nie funkcjonuje prawidłowo, a kraj podejmuje odpowiednie działania fiskalne. - Pozytywne jest to, że operacje te nie będą wiązały się z "dodrukiem" pieniądza, co mogłoby negatywnie odbić się na kursie euro - powiedziała.

Ekonomistka zwróciła uwagę na rolę sytuacji makroekonomicznej dla powodzenia planu. - Jej pogorszenie praktycznie uniemożliwia wdrożenie jakichkolwiek programów fiskalnych - wskazała.

Prof. Krzysztof Rybiński z Szkoły Głównej Handlowej powiedział, że reakcja rynków pokazuje, iż program ustabilizuje sytuację na rynkach finansowych, ale wskazał na konieczność reform. - Przez jakiś czas będzie bardzo przyjemnie, giełdy wzrosną, zobaczymy nowe maksima. Sukces operacji nie zależy jednak od tego, ile pieniędzy zostanie wstrzyknięte na rynki, ale od tego, czy takie kraje jak Hiszpania, Portugalia czy Wielka Brytania podejmą drastyczne plany oszczędnościowe, podobne do greckiego - uważa ekonomista.

Ostrzegł, że związki zawodowe, które zobaczą, ile pieniędzy zostanie wpompowane w kraje UE, mogą stracić motywację do zmian, a wtedy rozpocznie się operacja "pokusy nadużycia" na wielką skalę.

- Najbliższe dwa, trzy tygodnie będą kluczowe, by rządy i parlamenty Hiszpanii, Portugalii, Francji czy Wielkiej Brytanii, ale także Polski, przedstawiły bardzo ambitne plany ograniczania deficytu budżetowego. Nadszedł czas zaciskania pasa - nie o jedną, ale o dwie dziurki. Zobaczymy, czy tak się faktycznie stanie, czy też góra pieniędzy, która jest wpompowywana w Europę zniechęci rządy do reform - powiedział.



Zdaniem analityka Open Finance Emila Szwedy, mechanizm pomocy dla strefy euro jest chwilowo bardzo dobry dla rynku, jednak nie stanowi rozwiązania problemu. - Problem jest z zadłużeniem tych państw; w związku z tym, jakby ułatwianie dalszego zadłużenia się nie jest rozwiązaniem. Państwa południowej Europy muszą się zmierzyć z ograniczeniem deficytu, z ograniczeniem swoich wydatków. Jeżeli tego nie zrobią, to żaden pakiet - ten obecny, czy ewentualny w przyszłości - żadne miliardy euro tego nie zasypią - powiedział.

W opinii Szwedy, istnieje ryzyko, że inne kraje zaniechają swojej dyscypliny finansowej. - Dotyczy to przede wszystkim południowej Europy. Irlandia zachowuje się bardzo fair. Tam program cięcia kosztów jest realizowany. Irlandczycy mogą się czuć zawiedzeni, gdyż te wyrzeczenia ich dotykają - zaznaczył.

W kontekście Polski - zdaniem Szwedy - ustalenia unijne są korzystne w tym sensie, że zaniepokojenie na rynkach finansowych minęło. - Było ono groźne dla inwestorów i dla gospodarki - dodał.

Prof. Witold Orłowski z PricewaterhouseCoopers pytany o utworzenie stałego mechanizmu pomocy dla krajów strefy euro, które znajdą się w potrzebie, powiedział: "Z naszego punktu widzenia to dobrze, bo sytuacja ulegnie uspokojeniu". - Pakiet pomocowy jest rozwiązaniem o tyle budzącym kontrowersje, bo nagradza się w pewnym sensie złe zachowania i przede wszystkim nie wprowadza się mechanizmów, które wymusiłyby w przyszłości lepsze zachowania - powiedział PAP Orłowski. - Trzeba wprowadzić znacznie skuteczniejsze mechanizmy, które uniemożliwią krajom wchodzenie w +ślepą pułapkę+, z której potem trzeba je wykupywać z pomocą innych - dodał.

Na Europejski Mechanizm Stabilizacyjny o wartości 500 mld euro składają się dwa elementy. 60 mld euro zapewnić ma Komisja Europejska dzięki pożyczkom na rynkach kapitałowych, gwarantowanym z niewykorzystanych funduszy w wieloletnich ramach budżetowych UE. Kolejne 440 mld euro to pożyczki i gwarancje kredytowe, udzielane krajowi w potrzebie przez inne kraje strefy euro - powiedziała hiszpańska minister finansów Elena Salgado po zakończeniu zwołanego w pilnym trybie spotkania ministrów finansów "27". Hiszpania przewodniczy w tym półroczu pracom UE.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) udostępni 220-250 mld euro, co oznacza, że cały bezprecedensowy pakiet, który ma dać dowód determinacji UE w przeciwdziałaniu kryzysowi fiskalnemu, może sięgnąć 750 mld euro w ciągu trzech lat - dodała Salgado.

Europejski Bank Centralny ogłosił jednocześnie, że w razie konieczności będzie skupował na rynku wtórnym obligacje krajów, które mają trudności z finansowaniem swojego zadłużenia. Pozwoli to na utrzymanie w ryzach rentowności obligacji państw strefy euro, które zmagają się z wysokimi deficytami budżetowymi.